nareszcie koniec!

Ten rok był zdecydowanie za długi.Gdyby jeszcze wszystko było jakoś ogarnięte i w ogóle poukładane to pół biedy,ale im późniejszy rok bym większy syf i burdel w nim.Chwilami ciężko było to wszystko ogarnąć,nawet teraz nie jestem w stanie powiedzieć,że ogarnęłam cokolwiek.Jednego dnia jestem silna i myśle że dam sobie rade ze wszystkim,by na drugi dzień dostać takiego kopa w dupe,że własne łóżko wydaje się jedynym miejscem,gdzie chce spędzić życie.
Aż strach pomyśleć co będzie w nadchodzącym roku.Czy ja chce się dowiedzieć?Nie jestem tego do końca pewna.Mimo wszystko chce by ten rok już się skończył.Wystarczająco dużo błędów w nim popełniłam i wystarczająco dużo przeszłam.Mam już dość,chce wreszcie odpocząć.
Wszyscy też ekscytują się,że dziś Sylwester,że trzeba pójść na impreze/domówke/bal cokolwiek byleby nie siedzieć w domu bo przecież tylko ofiary losu siedzą w domu.A ja nie mam ochoty świętować,że ten rok się kończy,niech po prostu się skończy i będzie już po wszystkim.Jeżeli nadchodzący rok ma być do dupy to i tak będzie bez względu na to jak spędzimy tę noc,czy bedziemy się bawić jak nigdy wcześniej czy wręcz będziemy się modlić by dotrwać do północy i móc wrócić do domu.Zeszły Sylwester miałam udany,mimo tego że poczatkowo sie na to nie zapowiadało i co mi to dało?Nic. 2013 i tak znalazł sposób by podłożyć kłody pod nogi,bo nie wszystko zalezy od nas.Trzeba się pogodzić z tym,że w wielu przypadkach jesteśmy tylko marionetkami a ktoś inny los,fatum,Bóg (?) pociąga za sznurki.

Tak więc 2013 fu** you!