muzyka: Alex Weston - Grandma on the Roof
https://www.youtube.com/watch?v=xKjOF3ALAPw
Bolą mnie takie dni jak ten. Jak echo.
To wszystko Wasza wina, to wszystko moja wina,
to wszystko wszystkich wina, to wszystko niczyja wina.
To wszystko, co mam.
To zdjęcie zrobiłem sześć lat temu.
Niemal dokładnie sześć lat temu.
Niemal dokładnie sześć lat temu byłem na spacerze w taki dzień jak ten. W dzień zupełnie inny.
Podobno w tym roku znów jest dużo wiśni na naszym przystaniowym drzewku. Miriady wiśni! Lubię słowo "miriady". Mama zamyka połyskliwość i obfitość miriad wiśni w butlach soku, który może roztkliwiać nas przez okrągły rok - raz w herbacie, raz z wodą, a czasami na lodach bakaliowych.
Światy się zmieniają, a wiśnie smakują cały czas wyśmienicie. Z jednej strony to wspaniale, a z drugiej - okrutnie. To wspaniale, że nadal możemy się nimi cieszyć, choć tak wiele rzeczy spadło na głowy, na serca, na płuca, na stopy, że aż boli i trudno myśleć, czuć, złapać oddech i iść. To wspaniale, że jest w tym wszystkim jakieś wiśniowe pocieszenie.
To okrutnie, że mimo smutków, tęsknot, westchnień i spękań, wiśnie nic robią sobie z tego nic a nic. Drzewka nie przestały kwitnąć, owoce dojrzewać, liście żółknąć i padać do stóp. Czy wiśnie nie powinny smakować bardziej słono, gorzko, a może - przezroczyście? Jak mgliste wspomnienie, jak echo...
Świat może się nie zmienić nic a nic, choć przyjdzie burzowa noc i piorun rozłupie drzewo wiśniowe na drzazgi. Nie będzie wiśniowego pocieszenia. Nie będzie wiśniowej drwiny. A my pewnie będziemy żyli jak dotąd. Nie zatrzymamy się w miejscu, a jeśli już, to nie na długo.
To okrutnie.
Niedługo będę w domu. Splamię palce wiśnią, zjem ją, a jej drewniane serce wypluję jak niepotrzebne. Niedługo będę w domu. Będę wspaniale szczęśliwy. Będę okrutnie tęsknił.
To wszystko, co mam.