Podsumowania bywają bolesne. A szczęście na tym świecie jest zwyczajnie ulotne. Dlatego cieszę się każdym jego przejawem. Bo po powrocie do domu z touru po Polsce, pielgrzymki i załatwiania studiów cieszą nawet takie małe rzeczy jak własny sedes, łóżko czy możliwość kąpania się w wannie bez obawy przed grzybicą. Nie da się jednak podsumować w krótkim tekście tych wszystkich dobrych i złych rzeczy, których doświadczyłam w ciągu ostatniego miesiąca. Chyba trochę się zmieniłam. Spadłam z piętnastego piętra bez spadochronu i ostrzeżenia i trzymam się na odrobinie kleju i taśmy. Większość kości się już zrosła, a skóra zabliźniła się teraz odrobinę twardsza, chociaż są w niej jeszcze jątrzące się rany. Dostałam też dużo waty cukrowej, która zdecydowanie pomoże mi się pozbierać. Moja duma dostała porządnego kopa i teraz jest w klinice dla otyłych. Za to pewność siebie odbywa wyrok w zawieszeniu w więzieniu dla obłąkanych. Ale to mi było zdecydowanie potrzebne. Poznałam tłum wspaniałych ludzi, zmierzyłam się z demonami. Nie mówię, że wracam z tarczą, ale nikt nie dźwiga mnie na tarczy (póki co). Zrozumiałam kilka rzeczy i teraz muszę się jakoś przebranżować, dostosować marzenia do rzeczywistości, oczywiście bez rezygnowania z nich.
To czym warto się pochwalić, to to, że zostałam oficjalnie studentką UJ :) więc do zobaczenia od października w pięknym Krakowie :)
~ na zdjęciu z niesamowitą Jagodą w czasie karetkowej przygody w Żmigródku
TAK SIĘ BAWI KARETKA! NIE SPAĆ, ZWIEDZAĆ, PIELGRZYMOWAĆ! :D