S. Barańczak ~ "Ci mężczyźni, tak potężni"
Ci mężczyźni, tak potężni, pokazywani zawsze
nieco od dołu przez przykucniętych kamerzystów, unoszący
ciężką stopę, aby mnie rozgnieść, nie, aby się wspiąć
po schodkach samolotu, podnoszący rękę
na mnie, nie, na powitanie tłumów
posłusznie machających chorągiewkami, ci podpisujący
mój wyrok śmierci, nie, tylko umowę
handlową osuszaną natychmiast usłużnym
bibularzem,
ci tak odważni, z tak podniesionym czołem
stojący w otwartym samochodzie, tak
mężnie wizytujący front robót żniwnych, jakby
stawiający stopę w bruździe wstępowali w okop,
ci z twardą ręką, zdatną do walenia w pulpit
mównicy i klepania po ramieniu
zgiętych w ukłonie ludzi, przyszpilonych przed chwilą
orderem do czarnego garnituru
zawsze
tak się ich bałeś
taki byłeś mały
wobec nich, zawsze stojących powyżej
ciebie, na schodach, mównicach, trybunach,
a przecież wystarczy choć na jedną chwilę
przestać się bać, powiedzmy:
zacząć się bać trochę mniej,
by się przekonać, że to właśnie oni,
że to oni najbardziej się boją