Wbiegłam do mieszkania na palcach ledwo co trzymając się na nogach, z połowy pokoju wskoczyłam na sofę i zrzuciłam wysokie czarne szpilki z nóg. Myślałam, że stopy mi odpadną. Prostując palce zawyłam z bólu:
-Aaaauu! Cholerne szpilki! Nigdy więcej ich nie założe!
-I tak założysz, są za ładne - powiedział roześmiany Dominique wchodząc do pokoju i podnosząc z ziemi buty, które przed chwilą powyzywałam. Właśnie wróciliśmy z pokazu Wery, pomimo tego, że siedziałam tam na tyłku przez cały czas to pół godziny wystarczyło, aby buty na obcasie zmasakrowały moje stopy z każdej możliwej strony. Byłam wściekła. W akcie desperacji położyłam się na sofie i stwierdziłam, że nie ruszam się dziś już nigdzie.
-Nie musisz, to Wera i Jacob tu przyjdą - powiedział Dominique siadając obok moich umierających nóg.
-Jutro musze przejechać tysiąc kilometrów jak ja tego dokonam zwijając się z bólu przy każdym wciśnięciu hamulca?!
-Ty nie dasz rady? - spytał zamyślony masując jedną z moich stóp. To było miłe i szczerze mówiąc brakowało mi czułości i to szczególnie z jego strony. Dobrze wiedziałam co będzie dalej. Koło zatacza swój krąg. Pogodziłam się z Dominiquem, przez co znowu w głębi serca będziemy chcieli do siebie wrócić, tyle, że ja jutro wyjeżdżam, a on tu zostanie. Sam. Wolny. Mam nadzieję, że powrót do domu stłumi to uczucie którego doznaje za każdym razem, gdy na niego patrze. Wiedziałam też, co czuje on, nie musiał nic mówić, wiedziałam już wtedy kiedy zobaczyłam go siedzącego na widowni. Pomimo tych wszystkich uczuć, nie chciałam się dziś nimi zajmować. Chciałam się zabawić, zaszaleć i zrobić coś głupiego. Moje rozmyślania przerwał dźwięk butelek uderzających o siebie w reklamówce. Z zakupów wróciła Wera i Jacob. Oboje zaśmiewali się do łez z jakiegoś żartu. Wera trzymając w rękach już do połowy pustą butelkę z piwem zrzuciła z nóg wysokie buty i zapiszczała radośnie:
-Mój projekt! Pokazali mój projekt! - po czym napadła ją kolejna fala pustego śmiechu.
Gdy zobaczyłam ją w takim stanie miałam ochotę się przeżegnać zastanawiając się jak my jutro w takim stanie wsiądziemy do auta. Nie było jednak czasu zastanawiać się jak to wszystko się skończy, gdyż w mojej dłoni pojawił się pełny kieliszek, a zaraz po nim kilknaście następnych i nagle było mi wszystko jedno. Razem z Werą dostałyśmy głupawki przekrzykując piosenkę z kanału muzycznego. Chłopcy, co do nich niepodobne, rozmawiali na tematy polityczne, powodem tego była oczywiście duża ilość procentów krążąca w ich żyłach. Obok Dominiqua siedział troszkę przestraszony pies Francis, który wyglądał jakby miał się popłakać widząc nas w takim stanie. Z niewiadomych przyczyn nagle zapragnęłam sprawdzić, czy na pewno dobrze się spakowałam i niczego nie zapomniałam. Powoli na palcach weszłam do prawie pustego pokoju. Na środku stała walizka i troszkę mniejsza torba, gdyż nie byłam pewna czy mój New Beattle pomieści coś większego. Gdy położyłam walizkę na ziemi i powoli zaczęłam ją rozpinać usłyszałam za sobą:
-Co ty robisz Mar? - zapytał Dominique.
-W sumie to nie wiem - powiedziałam zupełnie nieporuszona jego obecnością spowrotem zapinając walizkę. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się śmiać. Dominique usiadł koło mnie i czułam, że mnie obserwuje. Podjęłam wyzwanie i spojrzałam mu prosto w oczy. Miałam ochotę wtopić ręce w jego rozwiane włosy i zdjąć z niego już i tak do połowy rozpiętą białą koszulę.
-Uwielbiam kiedy się śmiejesz - powiedział zakładając mi kosmyk włosów za ucho (co on by robił z tymi rękami, gdybym była łysa?).
-A ja uwielbiam cie bez koszulki - powiedziałam siadając bliżej i rozpinając mu resztę guzików tak, że za chwile siedział koło mnie z nagim torsem. Był zdziwiony, ale na tyle pijany, że nie protestował i po chwili leżałam przutulona do niego, a on obejmował mnie tak, że czułam jego zarośniętą brodę na czole.
-Kiedy ostatnio byliśmy w takiej sytuacji? - spytałam trochę rozbawiona nie wiedząc co się dzieje dookoła mnie.
-Nawet pijana potrafisz zadować trudne pytania - zaśmiał się Dominique.
-Dużo rzeczy potrafię po pijaku - powiedziałam trochę urażona opierając się na łokciach.
-Nie przecze. Perfektyjnie potrafisz rozebrać bezbronnego chłopaka. Coś jeszcze tak dobrze robisz nietrzeźwa?
-Ej! Nie rozebrałam cie całego! Pozatym nieutrudniałeś mi tego. I tak, jest jeszcze coś, co robie całkiem nieźle.
-Co takiego? - zainteresował się wkładając ręce pod głowę.
-To - powiedziałam i niewiele myśląc położyłam dłoń na jego nieogolonym policzku i pocałowałam go. Nie musiałam patrzeć, żeby czuć jego zdziwienie i dłoń oplatającą mnie w tali. Zupełnie wyłączyłam myślenie, ale chyba nie to miałam na myśli mówiąc o robieniu głupiej rzeczy, to jest wręcz katastrofa! Jutro przecież już mnie tu nie będzie! Ale z niewiadomych przyczyn wszystkie moje wątpliwości nagle zniknęły a ja poczułam, że film zaczyna się urywać...