"Moja mama często powtarzała, że szczęście było ulotne, więc powinniśmy trzymać się go tak długo, jak to tylko było możliwe, bez zadawania pytań, bez żalu."
Zastanawiałam się nad tym zdaniem, myśląc czy mogłoby stać sie moim kolejnym z tymczasowych motto życiowych. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to żal spowodowany ulotnością wszystkiego o czym myśle, nie wiem czy w większości spraw ziemskich jest to dobra cecha. Czasami nie chcemy by coś się kończyło, raczej by pozostało takie samo, boimy się zmian, nowości, chociaż tak często ich pragniemy. Myśląc o czerpaniu radości z tego przysłowiowo na zapas, nie martwiąc się narazie zbytnio, byc możę okazuje się najsensowniejszym podejściem do tego zjawiska. Co do mnie - powinnam myślę, przejąć tę postawe, aby lepiej czuć się każdego dnia z tego co mnie spotyka. Póki mogę powinnam jak najmniej rozmyslać nad tym wszystkim, brać to co mam i doświadczać, póki jest mi to dane. Wniosek jest taki, że cytat ten będzie mi siedział w głowie przez kolejne dni i może zmieni coś na lepsze, okaże się.
Zbliżające się święta obrazują mi jedynie jak szybko mija czas, co wiąże się z wcześniej wspomnianą ulotnością. Chyba czas czerpać, a nie tylko zarzekać się, że się to robi.
Dorzucę ciekawą piosenkę i chyba wpadne w stan filozoficznej zadumy na wzór mojego zabawnego przyjaciela 'mojej pokrewnej duszy'
Rodzina, przyjaciele miłość, zdrowie, spełnianie pragnień, radość z małych rzeczy, dobroć; chyba nic więcej mnie nie obchodzi.