dusze się każdego dnia, bez wyjątku, codziennie coraz mocniej. chce temu jakoś zapobiec, ale nie mogę,nie mam siły, nie potrafię.próbuje być silna, ale mi nie wychodzi.próbuje się cieszyć, ale mi nie wychodzi.próbuje znaleźć sens w tym pieprzonym życiu, ale szukam, wciąż tylko szukam. boje się bólu, który rozdziela mnie od środka, to okropne uczucie, boli, bardzo boli. śmiech, mój śmiech, który nie wiem za sprawą czego wydobywa się ze mnie, inni nie zauważają.to dobrze.ważne, ze ja wiem, ze ten śmiech jest przepełniony bólem, goryczą strachem, przed tym co będzie, co jest.maska, pod którą się kryje ciąży mi, z dnia na dzień bardziej i bardziej. nie wiem jak długo wytrzymam.dieta, tak to jest coś na czym mogę się skupić, co pozwoli mi zapomnieć o mnie o tym kim jestem, jaka jestem, czym lub kim się stanę.tylko w domu, gdy nikt nie widzi jestem sobą, myślę jak ja.w towarzystwie boje się nawet myśląc tak jak ja.Marta, a nie ta Marta za którą biorą mnie inni, szalona, szurnięta, wesoła, normalna.nikt mnie nie rozumiem, rodzina mnie nie rozumie, wy mnie nie zrozumiecie, ja sama siebie nie zrozumiem i to mnie przeraża, sama tak na prawdę nie wiem kim jestem, co lubię, czego nie.. jestem pewna jedynie tego, ze kocham mojego brata, mojego rocznego braciszka, który poniekąd zrujnował mi życie jakiego pragnie nastolatka. kocham go, z całego serca, bardzo.