wstyd mi trochę.. A nawet bardzo. miałam pisać już dawno. Ale głupio mi było że napisałam że będę pisać częściej a minął tydzień, dwa, miesiąc.. Ale jakoś muszę się przełamać. oczywiście zawalilam co tylko się dało. okej nadal ważę ok 70 kg ale ostatnio tak mi źle i wszystko straciło jakiekolwiek znaczenie że albo nie jem nic, albo jem czekoladę, albo chipsy, albo ciasto jak chce mi się upiec.
No.. A w takich dniach gdzie mi cholernie źle.. jakoś od 2 tygodni.. gdzie nawet straciło dla mnie znaczenie żeby pojechać do Kalisza w czerwcu a było to moje największe marzenie.. w takich chwilach mam:
chłopaka który nie widzi nawet ze śpię całe dnie i chodzę smutna a jak mówię mu wszystko po kolei to on "ułoży się" i już.
"przyjaciółke" która jest bardziej zainteresowana czubkiem własnego nosa niż kimkolwiek, a jak już jej powiem to mówi że nie mam powodu być smutna i po minucie opowiada jakie to ma wspaniałe życie :) cudownie
"kolegę/przyjaciela" niestety on jako jedyny się interesuje mną i wszystkim no ale to długa historia.. w sumie to on bardziej potrzebuje mnie i dlatego wciąż pisze i dzwoni i wgl..
rodzinę oczywiście też ale mają swoje problemy.
i tak to wygląda. mam 22 lata, kiedyś się cielam, miałam bulimie potem 3 lata byłam grzeczna i znów mam zaburzenia na tym tle,. nie mogę się powstrzymać.. (a jak o tym powiedziałam "przyjaciółce" miesiąc temu to od tego czasu się nawet o to nie spytała.. bardzo musi się o mnie martwić) miałam w życiu wiele większych i mniejszych problemów ze sobą. Ale nigdy nie było tak źle. zawsze widziałam chociaż jedna sprawę dla której warto żyć. teraz? nic.
w sumie nie wiem po co to pisze ale jakoś mi chyba ulzylo..