photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 19 GRUDNIA 2009

sobota

We Wrocławiu komunikacyjna masakra. Jak w Nowym Jorku. Ledwie spadło kilka centymetrów śniegu i temperatura spadła kilkanaście stopni poniżej zera, a już w mieście chaos i inne kataklizmy.  Mieliśmy pojechać rano do domu. Mama prosiła, żeby pociągiem, bo śnieg i niebezpiecznie na drogach. A więc pociąg 10.50.  Jadę tramwajem na dworzec, a tu Mateusz mi pisze, że jego tramwaj nie dojedzie, bo prądu nie ma.  Za chwilę znów pisze, czy wszystko u mnie ok, bo słyszał, że tramwaj się wykoleił koło dworca. W istocie. Na szczęście nie mój. Ale tylko wysiadłam i widzę, że zaraz obok na skrzyżowaniu tramwaj stoi na zakręcie nieco poza torami. Wyglądało niegroźnie, chyba nic się nikomu nie stało. Wchodzę na dworzec i patrzę na rozkład, a tu wszystkie pociągi poopóźniane, z moim łącznie. Na czas nie określony. Rozglądam się. Totalny chaos- ludzie nie bardzo wiedzą co ze sobą zrobić. Przyjechało nawet TVN24 zrobić z tego newsa. Komunikat przez głośniki. Uszkodzony wiadukt, a więc nic nie może przejechać na trasie Wrocław Główny- Grabiszyn. Pasażerowie z pięciu różnych pociągów, które miały jechać tamtędy proszeni są, aby udać się na inne stacje. Spod dworca zawiozą ich tam autobusy zastępcze. Przychodzi Mateusz. Wsiadamy do autobusu zastępczego. Mamy jechać aż na Muchobór.  Kierowca zatrzymuje się i każe wysiadać. Ludzie się oburzają- to nie jest Muchobór, tylko Wrocław Zachodni! Pan najwyraźniej nie bardzo wiedział, gdzie ma nas zawieźć. Zawraca więc i z pomocą sibi-radia i pasażerów dowozi nas na miejsce. Dopiero później okazuje się, że zapewne nie miał kontaktu z nikim z kolei. Na Muchoborze wysadza nas i odjeżdża. Nie ma jednak pociągu. Głos z głośnika mówi, że ci, co chcą jechać na Głogów, muszą się przemieścić na stację Kuźniki. Idą. Wychodzi do nas pozostałych maszynista, który jest na miejscu w pustym, ale nie ruszającym się nigdzie pociągu. Ludzie zasypują go pytaniami, ale on niewiele wie. Pozwala nam poczekać w pociągu. Tam przynajmniej jest ciepło. Czekamy tam chyba z półtorej godziny. Albo dłużej. Jest spokojne, przeważają ironiczne uwagi. Wśród podróżnych przeważają studenci. W między czasie kilkukrotnie przychodzą zdezorientowana grupy ludzi i czekają z nami lub odchodzą, bo okazuje się, że mają być na innej stacji.  Musimy wysiąść z okupowanego przez nas pociągu, bo on będzie odjeżdżać. Zostajemy więc sami, bez informacji, ani naszego maszynisty, na mrozie. Podobno ma nas zabrać jadący do Niemiec szynobus, jednak nic nie nadjeżdża. Za zezwoleniem sokisty, wsiadamy do drugiego, pustego pociągu, żeby nie marznąć. Ku naszemu przerażeniu, po chwili zamyka on drzwi i rusza w przeciwnym kierunku. Na szczęście tylko się przesuwał. Wsiadają do nas ludzie i mówią, że jadą do Zielonej Góry. Wsiadamy więc. Nadjeżdża zapowiedziany niemiecki szynobus. Nareszcie. Jest nas Sporo, bo w międzyczasie przybyli kolejni i kolejni ludzie. Eleganccy pasażerowie, udający się do Drezna, patrzą na nas z niesmakiem. Jedziemy. Do Legnicy. Koniec trasy o 16.00. Tak właśnie minęła pięciogodzinna podróż Wrocław- Legnica.

Komentarze

surwi Akcja jak z filu Katastroficznego :D
26/02/2010 15:48:07
~daniel Ja wczoraj tak wracalem z wroclawia, 3h, pierw czekalem 1,5h na dworcu a pociag co 15min zmienial opoznienie i nie moglem nawat usiasc gdzies, a potem jak przyjechal to 40min stalismy we wro ;/
20/12/2009 10:20:18
skrzekolandia ja najdłużej jechałam do Legnicy 3 godziny- i to w środku lata.. czasem nie lubię pociągów..


moje rodzeństwo jechało dzisiaj rannym pociągiem Legnica- Dresno i był opóźniony "tylko" godzinę :P
19/12/2009 21:55:13