Był wieczór.Droga była czrna. Nie było śniegu,lodu. Samochód osiągał prędkość 120 km/h.W samochodzie siedziało 7 osób.
Kierowca doświadczony,mąż,ojciec dwójki dzieci. Zapracowany,ale oddany również swojemu hobby. Obok siedział policjant. Rozwodnik,także z dwójką dzieci. Szanowany w swoim gronie. Następnie siedziało trzech panów. Każdy z nich był sam,bez kobiety. Jeden rozkręcał swoją firmę,drugi walczył z chorobą, a trzeci? Nie znała Go,ale wyglądał na całkiem sympatycznego. Z tyłu siedziała "młodzież". Chłopak kończył technikum,niedługo studia. Chyba AWF. Dzieczyna kończyła liceum. Potem studia,jak kolega obok. Nadal nie wiedziała,co chce robić.
Samochód jechał bez przerwy. Do domu już niedaleko. Myślami każdy był już u siebie. Kierowca myślał o żonie,która czekała z utęsknieniem,policjant o jutrzejszej służbie,panowie o sprawach,które zostawili przed wyjazdem,Młody o szkole,a Młoda o wszystkim.
Nagle zauważyła,że zbliżają się do kolejnego miasta. Coraz bliżej do domu.. Zobaczyła znak STOP-u. Cóż. Trzeba będzie zwolnić. Ale...Nic takiego się nie wydarzyło. Samochód nadal jechał z dużą prędkością. Mignął jej znak, o niestrzeżonym przejeździe. O nie! Tylko nie teraz... chcę jeszcze żyć!-to była jej ostatnia myśl...
Na drugi dzień we wszystkich wiadomościach była informacja:"Kolejny wypadek na niestrzeżonym przejeździe. Zginęło 7 osób. Wracali wieczorem do domu. Kierowca nie zuważył znaku STOP-u i pojazd wpadł prosto pod koła rozpędzonego pociągu. Widoczność była ograniczona przez zabudowania zasłaniające tory. Nikt nie miał szansu przeżycia..."
Na szczęście tym razem nie było takiego zakończenia.
Tym razem pociąg nie jechał...