proszeproszeproszeproszeproszeproszeproszeproszeproszeprosze
kurwa.
mieso gnije w moim sercu.
łatasz skarawkami wspomnień.
boli gdy spadasz z gwiazd na samo dno.
wiaderko pełne słonych cieczy.
na samym dnie siedzę tam.
macham nózkami, kapie z nich krew.
kap kap .. kiedyś łzy.
siedzę i tule niebieską poduszkę.
podasz mi ręke.
odgonisz szaleństwo.
obłąkane dni..
zanim zjedzą robaki sny.
zobacz, popatrz teraz w dół.
to wszystko dzieje sie tu.
nie, nie skacz do mnie kochana
na połamanie łba, skręcenie karku szatana.
gesto tu aż od obrazów twarzy.
zgasisz znów moje oczy.
to co pokochałam. to co mnie zabiło.
to co mi przynoszą dni.
to co urywa mi film.
to co krzycze w noc sylwestrowa.
to czego nie ma. to co musi być na miejscu.
to dlaczego jestes tym wielkim groznym wilkiem na samym szczycie.
to ze boje się być szczesliwa. to ze jestem winna cudzych grzechów.
to ze tłuke innych sny i układam ze szkła wieże.
to ze ta wieza rozpadnie sie w pył.
to dlaczego potykam się o spadające gwiazdy.
to dlaczego nie umiem być spokojna.
to dlaczego zabili kota mi. to dlatego zasypiam pod poscielą szarą.
to co pokochałam. to co mnie z grobu wyciagneło.
to wszystko całkiem bez sensu.
nie uważasz?
chwyć mnie za włosy, oprzyj o sciane, kochaj aż całkiem mysleć przestane