Dziś coś do poczytania z mojej "twórczości"
Tekst jest w klimacie zombie filmów więc nie każdemu może się spodobać.
Liczę na konstruktywną krytykę
14 Marzec 2016
Nazywam się Tomasz Szczysz i to co trzymasz w ręku jest zapiskiem mojej historii.
Pisząc to siedzę na strychu księgarni w Szczecinie koło placu Żołnierza Polskiego. Razem ze mną są jeszcze trzy inne osoby.
Postanowiłem zapisać moją historię żeby moja rodzina mogła się dowiedzieć co się ze mną działo.
Ktokolwiek to znajdzie niech odda te kartki władzom, wojskowym czy komukolwiek kto będzie w stanie ich odnaleźć. Przed epidemią mieszkali na Rydla 5, prawobrzeże, koło urzędu skarbowego.
Nadal nie mogę uwierzyć że filmy o zombie co oglądaliśmy na ekranach naszych telewizorów stały się rzeczywistością i ludzie przemienili się w bezmyślne istoty łaknące ludzkiego ciała.
Gdy to wszystko się zaczęło robiłem zdjęcia ludziom protestującym przed urzędem miejskim.
Protestujący nie byli agresywni, chcieli tylko żeby ktoś ich wysłuchał. I w końcu udzielił jakiś odpowiedzi.
Wielu z nich było chorych na tą nową chorobę która dziesiątkowała Azję.
Sam posiadałem maskę przeciwpyłową w obawie przed zachorowaniem ale czy ona naprawdę pomagała? Nie wiem do dziś ale wiem jedno, nadal nie mam żadnych objawów.
W pewnym momencie zarażeni zaczeli padać na ziemię, zwijać się z bólu podczas gdy z ich oczu płynęły strumienie krwi. Gdy już przestawali się ruszać znaczy się kiedy umierali to po chwili powstawali i zaczynali atakować ludzi! Policja otworzyła ogień i sam na własne oczy widziałem jak jeden z nich wpakował conajmniej sześć kul w napastnika a ten bez wzruszenia dalej biegł na niego rzucając mu się do szyi i wyrywając kawał mięsa powalił go na ziemię!
Gdy uciekałem wraz z resztą fotoreporterów samochodem gazety w której pracowałem zobaczyłem że na ulicach miasta coraz więcej osób było atakowanych przez zarażonych.
Nagle jakaś osoba wyskoczyła przed samochód a kierowca odruchowo skręcił i rozbiliśmy się na latarni. Wygramoliłem się z auta i zobaczyłem nad sobą parę osób które zapytały czy coś mi się stało, odparłem że nic.
Uciekliśmy wszyscy do księgarni zamkowej zabierając ze sobą więcej osób i zabarykadowaliśmy się w środku.
Po dwóch dniach zaczeły się konflikty, parę osób chciało żebyśmy spróbowali przedrzeć się dalej, uciekać z miasta jak najdalej jeśli to nadal możliwe. Było nas wszystkiego trzydzieści dwie osoby.
Pod wieczór parę osób nie wytrzymało i rozwaliło barykadę żeby się wydostać i wtedy niczym fala do biblioteki wpadli zarażeni.
Dół został natychmiast opanowany i cudem uciekliśmy tutaj na strych.
Dziś próbujemy wydostać się na dach i jakoś uciec, może uda nam się znaleźć kogoś kto nam pomorze albo chociaż jakiś samochód do ucieczki z centrum.
Mamy tylko jakieś pałki do obrony, może damy radę.
Czy to Gniew Boży? Czy może eksperymenty wojska?
Nie szukam odpowiedzi na te pytania, nie interesują mnie. Niech ktoś inny zamartwia się przyczynami tego całego bajzlu.
Ja będę szukał sposobu żeby to przetrwać.