Zamiast kwiatów - bukiet kociaków.
Gnojki rosną jak na drożdżach... Za 6 tygodni pojawią się na wystawie, za 8 będą już mogły emigrować do nowych domków. A ja znowu będę siedziała nad kotkami i szeptała im na uszka: no zajdź cholero, zrób sobie dzieci... Bo znowu się będzie cknić do takich małych szkrabów. Do mokrego, zakrwawionego futerka tuż po porodzie. Do nieporadnego czołgania się z jeszcze zamkniętymi ślepkami. Pierwszych prób człapania, biegania i skakania (nie zakończonych sukcesem, oczywoście).
To taki antydepresant skoncentrowany, zafuterkowany.
A ja...? A ja się znowu mylę i popełniam ten sam błąd już nawt nie po raz piąty czy szósty, ale chyba z dwudziesty. Zbyt bujna wyobraźnia bywa strasznie podstępna i zdradziecka. Ale cóż - jakoś to będzie. Bo jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było. Zresztą, moja filozofia życiowa polega w tym momencie na tym, by przetrwać każdy dzień z osobna i nie myśeć o tym, co będzie. Bo może być różnie. Wszystkie plany zwykle lecą na łeb, na szyję, więc... Po co planować póki co? W końcu jakoś to będzie.