Rozdział II cz. 2
Tak jak myślałam Zosia wyszła dopiero gdy ja dochodziłam już do jej domu. Zosia to moja najlepsza przyjaciółka odkąd pamiętam. Zawsze mówiłam jej wszystko mi także.
-Hej.- powiedziałyśmy równocześnie.
-A co ty taka uśmiechnięta?
-Pogadamy u Ciebie. Okej?
-No niech Ci będzie.
Weszłyśmy do niej do domu, zdjęłyśmy buty w korytarzu i poszłyśmy do Zośki do pokoju. Spojrzała na mnie jakby prześwietlała moją dusze. Szukała szczegółów.
-Zakochałaś się. Opowiadaj w kim.
Zaczęłam opowiadać jej o Viktorze i że chyba się w nim zakochałam ale wiem że nie mam u niego szans bo jest ładny i w ogóle. Znalazłyśmy go na portalu nasza-klasa. Oczywiście Zośka zaczęła mnie wspierać że może akurat coś z tego wyniknie.
-Mam zamiar trenować karate od kwietnia.- wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
-Co?- zapytała spoglądając na mnie ze zdziwieniem.
-To. Muszę się jakoś do niego zbliżyć a to chyba jedyne wyjście.
-Przecież tobie nawet na włefie się nie chce ćwiczyć a co dopiero karate trenować.- cała Zośka w to że będę z chłopakiem to mnie wspiera ale w to że będę ćwiczyć karate to nie wierzy.
-Oj wiem, ale to zupełnie inne ćwiczenia niż na włefie.
-Zobaczymy ile wytrzymasz tych ćwiczeń- roześmiała się.
-Zośka&- jęknęłam.
-Co znowu?
-Powinnaś mnie wspierać a nie dołować, nie uważasz?
-Na pewno dasz radę, pasuje?
-No.
Ja i Zosia często się kłócimy ale nasze kłótnie nigdy nie trwały długo. Zwykle spowodowane są tym że mi się nie chce wychodzić z domu i łazić niewiadomo gdzie i za czym kiedy ona mana to ochotę, bo akurat nie ma tym polega przyjaźń.
Jak zwykle Zośka zapuściła muzę, oczywiście najnowszą i zaczęłyśmy przeglądać neta. Czasami razem śpiewamy ale niezwykle rzadko chyba że nam obu podoba się ta sama nuta to wtedy ją śpiewamy.
-Wychodzimy?
-No już.- powiedziała przelotnie i poszła do swojej mamy powiedzieć że wychodzimy. Przyszła i zaczęłyśmy się ubierać. Założyłyśmy płaszcze i kozaki i poszłyśmy pod sklep. Akurat na fajce byli nasi kumple z szkoły. Poszłyśmy do nich.
-Hej.- powiedziałyśmy jak zwykle równocześnie.
-Ej mamy sprawę kupicie nam cztery szlugi i paczkę zapałek?
Koleś wziął kasę i po chwili przyszedł z fajkami i paczką zapałek.
-Dzięki.- rzuciłyśmy na odchodne.
Poszłyśmy tak gdzie zwykle koło podstawówki do której do niedawna chodziłyśmy. Paliłyśmy powoli i bez pośpiechu chociaż jak zwykle trochę się bałyśmy że ktoś nas nakryje i będzie przypał u starszych.
-A co tam z tobą i Darkiem?- zagadnęłam wypuszczając kłęby dymu.
-No ostatnio jest nawet całkiem dobrze ale wiesz jak to jest jak chłopak zawsze przeprasza chociaż to nie zawsze jego wina. Jednym słowem nudno ale miłości się nie wybiera.
-Oj nie marudź ty to masz chociaż chłopaka.
-A Fox
-No wiesz przecież że ja nie mam u niego szans.
-A ty ciągle czarne myśli.- westchnęła.
-Nie prawda. Po prostu on jest dla mnie za idealny.
-Ech weź się rozchmurz.
-No dobra, dobra. wykrztusiłam bo akurat odpalałam drugą szlugę.
Po spaleniu obu fajek ubrałyśmy szaliki które zdjęłyśmy i popsikałyśmy się perfumami aby nasze matki nas nie wyczuły i wróciłyśmy do Zośki do domu. Włączyłyśmy kompa i zaczęłyśmy rozmowę o wszystkim i niczym. Około piętnaście minut przed godziną osiemnastą wyszłam od przyjaciółki żeby na osiemnastą dojść do domu. W domu pokazałam się mamie i zaszyłam się z swoimi myślami w moim pokoju.
Hmm nie wiem czy dalej to pisać i dodawać. Nie wiem jak to wypromować i też nie jest to zbyt ciekawe i nie ma czytelników. Magda