Jak to jest, że można dla drugiego człowieka być w stanie poświęcić naprawdę wiele i nie otrzymywać nawet kropli z tego podarowanego morza dobroci, myśli i czynów?
Jak zrozumieć fakt, że można dla drugiego człowieka pozmieniać wszystkie plany w ciągu jednej chwili, nawet nie zastanawiać się nad konsekwencjami i nie otrzymać tygodniami w zamian pięciu minut?
Przykre jest to i pachnie mi pewnego rodzaju "przemęczeniem materiału"- nie ma co więcej mówić na ten temat, wszystko zostało już powiedziane.
Nie ma co więcej pytać o cokolwiek, bo zna się już odpowiedź. Stan ducha. Problemy.
Ciężko jest udawać, że jest w porządku.
Z takim stanem rzeczy.