Dobija mnie to, że cierpicie, a ja nie mogę nic zrobić. Nic, kompletna pustka. I to jest takie dziwne uczucie, kiedy nie możesz nagle wkroczyć do akcji i powiedzieć "stop" cierpieniom, mimo że jesteś czyjąś przjaciółką. Do obłędu doprowadza mnie też to, że muszę patrzeć na ten Wasz ból ze świadomością, iż nie jestem w stanie Wam tego zaoszczędzić. I staram się dla Was tryskać tym niepoprawnych optymizmem, tylko dlatego, żebyście jakoś nie załamali mi się do końca. Żebyście wiedzieli, że jak przyjdziecie / napiszecie do tej Kali, to wszystko będzie dobrze, bo będziecie śmiać się do rozpuku, prawie z niczego. Swoją dawkę pesymizmu wykorzystuję, jak już Was nie ma u boku. Ale tego akurat nie powinniście wiedzieć.
Każdy ma swoje sekrety, o których nie mówi nikomu.