Chodź, zatańczymy dla nas ten ostatni raz
Tu na zgliszach świata, piękna noc uniesie nas do gwiazd
Niech czasu miernik będzie nam odźwiernym, wyryje dwa serca w kamieniu węgielnym
Wówczas wypełnimy nicość tangiem, uciekając przed pełznącym porankiem
Przeklinam nasze wspomnienia
Żyj chwilą, zapomnij, bo miną Ci co płyną z prądem jak płotki
Pamiętasz tę gorycz przełknięcia porażki, gdy przyszedł też po Ciebie i śmiał się w twarz Ci?
Oddech Cię boli, jakbyś w krtani miał nóż, więc oddychasz powoli, by nie zranić swych płuc
Popatrz w dół, to nie świat masz u stóp- to brud
Gdy twarde pięty uderzają o grunt
Skręcone kostki, dziesiątki siniaków na łydkach
Piszczele co do ostrych krawędzi mają dystans
Kolana zdarte w upadkach na szkło
36,6 stopni Celsjusza
70 procent wody i dusza
5 litrów krwi, jedno serce ją tłoczy
i jeden TY,by to wszystko zjednoczyć
Czarnej rozpaczy samo dno
Jak to wytłumaczyć
Co to ma znaczyć
Mogę zginąć
Chłopcze, wiesz czym jest miłość?
Tylko nie mów teraz mi, że nie ma między nami nic!
Kocham muzykę ale dzwonię, żeby Cię usłyszeć
Ja i Ty- powiedz co się stało z tym
Chciałam być z Tobą, życie całe dam Ci
Źródłem cierpień staje się źródło westchnień
Słowa kłują jak cierń
Bo ja jestem akoholem, którym się upijasz
Jak amfetamina robię Tobie w głowie miraż
Zmieniam nastroje i klimat, i nie możesz mnie powstrzymać
Uzależniam Cię na dobre, może lepiej nie zaczynać