"Bezmiar Zony znów wciąga nieustraszonych poszukiwaczy przygód.."
Zaraz. Nieustraszonych?
-Ignis, coś Ty, kurwa, znowu pił, a? - Skrzywiłem się z nieufnością wąchając zawartość jego opróżnionej do połowy szklanki
- znowu przekonałeś naszego baristę, by przyrządził Ci miksturę? Czy po prostu nasz doc znów przesadził wlepiając Ci leki popromienne i wzmacniające... - pokręciłem z rezygnacją głową.
- Wot czort, Kacov, pa cziemu Wy...
-Stul pysk, kacapie! - wydarłem się subtelnie, wprost w jego twarz. - po polsku miałeś gadać, co Ci, kontroler zaś w czarnej dziurze którą nosisz pod czerepem grzebał, rusku ty przeciwpancerny?!
Ile mam powtarzać! - Warknałem na koniec już nieco ciszej, gdyż przy barze kilka głów obróciło się z jawnym zainteresowaniem, co z tego wyniknie.
-Gówno z tego wyniknie, panowie- pomyślałem. - Niedoczekanie wasze, żadnych ochłapów nie będzie.
Co za życie! Wszystko się zmienia, nawet tutaj, w Zonie...
Odeszło tylu doświadczonych stalkerów... Liszka wpadł w błądzący spalacz, pod Ognikiem zapadł się dach budynku.. rozumiecie? Betonowy strop, biedny litwin leciał trzy piętra zanim się zatrzymał w kałuży własnej posoki..
Borek się zastrzelił, albo nie wytrzymał, albo... nie chcę myśleć. Facet był twardy. Cholernie
twardy.
Najdziwniejsza jednak było zniknięcie Lisa.
Był w Zonie niemal od początku. Uczył mnie, gdy sam byłem szczylem w Zonie, choć na zewnątrz
Afganistan, Pakistan, Zatoka Perska nie były dla mnie tylko działaniami wojennymi o których czytałem..
I nagle go zabrakło. Wziął sprzęt, naładował danymi PDA i po prostu zniknął. Po kilku dniach nawet jego PDA przestało nadawać sygnały.
Nie potrafiłem uwierzyć, by go coś po prostu załatwiło. Za dobry był.
A teraz?
Teraz same szczeniaki złażą się do środka. Jakiś dureń dorabia na boku przepuszczając dzieciaki przez kordon, i mamy teraz więcej broni i plecaków ze śpiworami niż przestrzeni.
Tak. Przestrzeń też się kurczy. No, przesadziłem. niewiele kurczy. Tyle co krzyży dochodzi.
Czasami bez trumien. Tak serio, to zwykle w ogóle bez ciał.
To taki pakiet. Zostaje plecak i śpiwór, do tego gratis krzyżyk. Dzieciaki powinny go ze sobą przynosić, zamiast obładować się najnowszymi pukawkami i obwiesić granatami..
W Zonie liczy się zwinność, lekkość.. instynkt. Nie zdolności samowysadzenia siebie, a i przy okazji oddziału swoich kumpli dookoła jednym z pęczka granatów jakie nosi się na sobie. Meh.
- Ignis, pakuj graty, zbieramy się.
-Kacov, nu, co Ty, dokończyć daj, czasu mamy..
- mało! Przerwałem mu spokojnie. Mało, ignisku, promyczku ty mój w dupę kopany, mało.
Lis ciągle milczy.
Nie zostawię go ot tak.
Zostawił mi informacje... wskazówki.
Trzeba się będzie trochę namęczyć, tym razem nie potrzebujemy pancerzy i broni. Potrzebujemy dobrych kombinezonów do eksploracji.. i porządnych tłumików.
Tak! to jednoznacze z tym, że odpinasz granatnik od swojego akaema! -przerwałem mu wzmagający się bełkot w jego krtani.
To dopiero początek.
Kończ kolejkę, -Barman, ja płacę!- Krzyknąłem przywołując naszego mistrzunia do siebie.
Ignij, zbieraj manatki, przekimać się do rana. Załaduję PDA, rano ogarniemy sprzęt i amunicję.
Zostaw pierdoły w skrytce, kasę dajemy barmanowi. Typowe.
Idziemy.
Znowu idziemy tam...
Dlaczego ciągle, czy chcę czy nie chcę, droga mi wypada w jednym kierunku...
Siewier. Na siewier.
Na Północ.