Walentynki...
Ten dzień, mimo całej swojej komercjalizacji, skłania do przemysleń.
W tym roku nie będę marudzić, że nie lubię walentynek.
Spójrzmy prawdzie w oczy: gdybym miała z kim, na pewno też bym je obchodziła. Nawet trochę kiczowato-serduszkowej komercji, której na codzień mówię zdecydowanie NIE, by nie zaszkodziło. ;P
Ale do rzeczy! Fakt, że nie posiadam swojej...hmm...trywialnie ujmując: "drugiej połowy" wcale nie oznacza, że nie mogę kochać, prawda? Przecież kocham. Codziennie. Moją rodzinę, moich przyjaciół. Nawet tych, którzy mnie opuścili i zranili. Bo przecież dlatego to tak boli. Dlatego, że się kocha.
I powiem wam coś. Miłość nie przechodzi! Jak już się kogoś pokocha to uczucie zostaje z nami do końca życia. A jak ktoś mówi, że przestał kochać to tak naprawdę nigdy nie kochał.
W ogóle ludzie za rzadko mówią sobie ile dla siebie znaczą. A potem może być za późno. Tak sobie myslę, że skoro już wymyślamy tak durne święto jak walentynki, które ogranicza się tylko do romantycznie zakochanych, to zróbmy może święto miłości. Żeby każdy mógł powiedzieć "KOCHAM!".
Albo mam jeszcze lepszy pomysł! Może po prostu przestańmy się bać mówić o naszych uczuciach!
Więc?! Czemu to jeszcze czytasz? Leć i powiedz komuś, że Go kochasz!!!