Nie ukrywam, że wczorajsza sytuacja wzbudziła we mnie niesamowity gniew, z trudem opanowałam swoje ciało przed napływem emocji i zrobieniem jej czegoś złego. Widziała, że ją obserwuje, co chwila spoglądała w moją stronę, w końcu wyszła w pośpiechu tak by na mnie nie spojrzeć... dlaczego? Nie sądzę by się bała ale z opowiadań można stwierdzić, że jest niepoczytalna i nieco nienormalna, że tak to ujmę, nie zapomnę jednak Twoich zabłąkanych oczu i bicia Twojego serca, wzbudziło to we mnie niepokój, jak nigdy. Poczułam ulgę gdy podjechał autobus i wreszcie do niego wsiadłeś, w tej chwili poczułam pustkę, ale po sekundzie nadmiar uczuć, szukałam jej po całym przystanku, widocznie pojechała już wcześniej, nie wiem co chciałam wtedy zrobić, ale na pewno nic miłego, nie wiem co we mnie wstąpiło w tej chwili, ale nagle się uspokoiłam, przykucnęłam przy Figusi i delikatnie musnęłam ustami czubek jej główki i spojrzałam w jej smutne oczka, po czym na moich ustach pojawił się uśmiech, przy niej nie znam gniewu, jej spokój i mnie uspakaja, wstałam i zmierzyłyśmy w kierunku świateł gdzie stał mężczyzna, który wcześniej stał na przystanku, rzekomo jej chłopak, zmierzał w moją stronę niemal do samego domu, widocznie szedł gdzieś nieopodal mojego miejsca zamieszkania, dokładniej do hołoty z placu... Przyszłam do domu, gości już nie było, nie było nikogo, Figusie wypuściłam na balkon, a sama zapaliłam papierosa nie mogąc się powstrzymać, przecież nie chciałam sie rozpłakać... Biorę telefon by spojrzeć na godzinę, widzę - dzwonisz. Niepewnie odebrałam, komórka wydała mi się w jednym momencie tak ciężka, oddech tak trudny do nabrania, ale mówiłam, zmuszając się do pojedynczych wyrażeń, mimo iż byłam tak zimna poczułam ulgę gdy zadzwoniłeś.
Podążyłam do łazienki by wziaść prysznic a następnie zasnęłam...
Budząc się bez migreny.