...... AaAaAaAaAaAaAaA...

mam dość, ostatnie dni są do dupy... mycha miała comiesięczną "alergię",

jest tyle żeczy z których można by sie cieszyć, a nawet należałoby... ale nic z tego,

moje ego zostało wystawione na niezłą próbę...

moje nerwy już nie wytrzymują, byle mała błahostka przyprawia mnie o grymas na twarzy i łzy w oczach,

miało być fajne wesele, no i było ale do czasu...

wkur***** mnie ludzie którzy myśla że są pierwsi, że to oni wymyślili.... AaAaAaAaA...

mam dosyć społeczeństwa, domu, kuchni (szczególnie), starych, samochodów, eleganckich strojów...

zasrane, cholerne sopłeczeństwo lansu, mody, pogoni za pieniądzem... nie liczysz się Ty, Twoje wnętrze, tylko korzyści jakie może przynieść znajomość z Tobą... dobrze jest się pokazać w towarzystwie tego i tego, najlepiej jest mieć znajomych wśród takich i takich,

nie liczy się dźwięk, melodia, poukładane brzmienia pasujące do siebie i tworzące doskonałą całość, przy ktorej człowiek odkrywa swoje człowieczeństwo, tylko bezmyślne cyklicznie powtarzające się dudnienie puszczane z nośnika przy którym istota ludzka zatraca całą siłę odbioru i staje się niewrażliwa na piękno muzyki...

przez ostatnie dni dość sporo mślałam, nie odzywałam się za wiele, tylko gromadziłam spostrzeżenia i snułam wnioski... 

jedyna rzecz dzięki której moje myśli zbaczają na inny tor to beztroskie wtulenie się w silne i chroniące mnie przed światem ramiona mojego Rafala:*

nie mam nawet większej ochoty na zdjęcia... czuje się jak wrak człowieka, opuszczony przez jakiekolwiek porywy siły, może to po prostu dorosłość mnie przygniata... i przerasta...(?)

zdjęcie idealnie oddaje mój dotychczasowy stan...