część pierwsza, rozdział pierwszy...
/Wszystko zaczęło się w tym cholernym roku 2004. Poznałam Go w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Wtedy jeszcze nie myślałam, że to będzie własnie On. Prawdę mówiąc w wieku 9 lat chyba nie za bardzo myśli się o takich rzeczach. Ja przynajmniej nie myślałam. Zwykła dziewięcioletnia dziewczynka lubiąca pograć w piłkę, połobuzować z chłopakami, czasami nawet z którymś się pobić. Lubiłam matematykę. Tak, to na pewno. Czułam, że będę inna. Nie odstawałam od reszty moich rówieśników. Nie, po prostu od dziecka byłam bardzo uczuciowa. Bardziej niż inne dzieci. Może to wina steresu. Mama lubiła pokrzyczeć. Może. Ale nie to było najważniejsze. Kiedy już się do czegoś przywiązywałam, nie było odwrotu. Czołgami by mnie odciągano, łomem z głowy wybijano a ja i tak nie zapomniałabym. Tak też stało się w tym przypadku. Kiedy Go poznałam był po prostu jednym z wielu kolegów, z którymi grało się w piłkę na boisku przed szkołą. JEDNYM Z WIELU. Uwielbiałam na niego patrzeć, śmiać się z nim, spędzać czas w jego towarzystwie. Mimo, że miałam dopiero góra 11 lat. Poza tym nic nie czułam. NA RAZIE RZECZ JASNA.
Pare lat później, może ze cztery, zaczęłam na to wszystko patrzeć inaczej. Nie, nie była to wielka miłość, po prostu inaczej... A może jeszcze wtedy po prostu nie wiedziałam, że to wielka miłość mojego życia. Wspólni znajomi, wspólne ogniska, wspólne zabawy. Tak, młodość to najlepsze, co może człowieka spotkać... Ale wracając do tematu - wtedy właśnie wszystko się zaczęło. Zaczęło mi się wydawać, że jest kimś więcej niż tylko znajomym. Chciałam go widzieć wszędzie: w domu, na podwórku, w lodówce, pod łóżkiem, w snach. Powoli się uzależniałam. Tak, to dobre określenie. Jest trudnym człowiekiem, teraz to wiem. Ale to nie miało żadnego znaczenia, po prostu chciałam cały czas być blisko. Słuchać, jak mówi, jak się śmieje. Patrzeć na niego. Patrzeć w głąb tych brązowych oczu [...] /
cdn...
chcę zapomnieć.
nie chcę więcej wpakować się w to bagno.
nie po tym, błagam..