Wysłuchuje historii na uczuciowe tematy ze zdziwieniem wciąż rosnącym. Naiwność co poniektórych wydaje mi się wręcz nieprawdopodobna. Ach te pełne dramatów relacje między żeńską częścią tejże populacji a samczym rodem! Tkwienie w chorych układach z powodu strachu przed samotnością (sic!), albo wierzenie w banialuki jakoby ślub tudzież zaobrączkowanie było lekiem na całe zło związku i obietnicą na życie w towarzystwie, aż do końca drogi.
Czytuje na forach wypowiedzi zrozpaczonych panów o nieczystości białogłów dzisiejszych, co hipokryzją zaawansowaną trąci bo sami dziewiczością od czasów zamierzchłych nie grzeszą. Przecieram z niedowierzaniem oczy czytując o traktowaniu seksu jako systemu kar i nagród jak i o niedoinformowaniu człowieczego rodu w kwestii podstaw anatomii.
Wykłócają się tacy na forach, tracąc na to pół żywota swego, kipią złością, jad się leje, żółć spływa na Niagary wzór a ja raz na jakiś czas przeczytam parę tych popłuczyn i mam refleksję na parę minut przerwy od dzielnego ,,kucia".
Zerkam na ciągłe debaty o pięknie a na okładkach kolorowych magazynów wciąż zauważam te krzyczące nagłówki : ,,bądź sexy!" ; ,, jak go zdobyć?". Powinnam być idealnie szczupła, idealnie gładka, idealnie idealna.
Jestem zła. Bo w moich niebrzydkich czterech literach mam to co ówcześnie uznaje się za odpowiednie, w nosie mym (garbem naznaczonym) mam czyjeś wyobrażenia na swój temat.
Męczą mnie tematy stricte uczuciowe, te żale, pieśni pochwalne, wybielanie i koloryzowanie. Nie czuję się źle mając wszystko w nosie, nie zabiegając i nie szukając okazji. Nie chcę schematów, wielkich słów wypowiadanych na wyrost a także absurdalnych wymagań w stosunku do mojej osoby.
Cóż mnie obchodzi wydeptany szlak, którym należałoby iść, by innym tematów do rozmowy nie dostarczać.