nic i nikt nie jest w stanie go zastąpić, choć nie był ideałem. pamiętam jak dziś pewne zimowe popołudnie, spałam skulona na łóżku, przykryta spadającym co chwilę kocem. w pewnym momencie obudził mnie dzwoniący telefon. spojrzałam na wyświetlacz i z automatycznym uśmiechem odebrałam. tak, to był on. jego ciepły, głęboki głos sprawiał, że rozpływałam się coraz bardziej z każdym kolejnym słowem. mogłabym słuchać go godzinami, jego przemyśleń o duchowym zubożeniu ludzi, jego najwspanialszych opisów otaczającego świata, jego przekombinowanych historii... choć nic nie działało na mnie tak jak ten rozpalający serce głos, kiedy obejmował mnie silnymi ramionami w jedną z bajkowych nocy. najsłodszy skurwiel na świecie, mój prywatny Abaddon, on.