Zdjęcie z niedawna, jak jeszcze miałam paznokcie i włosy.
I siłę na to wszystko.
Za 5 dni się wyprowadzam. Co oznacza, że zostało mi 5 dni na znalezienie pracy. Świetlana przyszłość mnie czeka.
Nie lubię rezygnować ze wszystkiego, co kocham na rzecz czegoś, co muszę robić. A okazuje się, że jedno drugiemu RÓWNE.
Kiedyś musiało do tego dojść. Miałam jednak nadzieję, że mnie to ominie.
Nie wiem, chyba nie umiem już patrzeć pozytywnie na cokolwiek.
I nie, to nie jest na zasadzie "uspokój się, będzie dobrze, korona Ci z głowy nie spadnie". To nie o to chodzi.
To po prostu jedyne, co mam. Jedyna rzecz, która jest od początku do końca moja. Ja to stworzyłam, i teraz co? Muszę to niszczyć? Bo tak trzeba? Bo nie ma innego wyjścia? Kim bez tego jestem?
https://www.youtube.com/watch?v=DaVA6sgOpws