Koszmar. Nie wiem jak inaczej określić to co ostatnio sobie robię. Jem, jem, jem i jem. Jestem już pełna, ale jem dalej, bo "od jutra dieta". Przychodzi jutro i jest to samo. Jest mi tak cholernie wstyd. Nie po to schudłam w wakacje, żeby nadrobić to wszystko w przeciągu miesiąca. A czuję, że jest już nawet więcej niż było... Jestem ociężała. Czuję jak obrastam tłuszczem, nie mogę już na siebie patrzeć. Potrzebują przysłowiowego bata nad sobą. Kogoś kto mną wstrząśnie... Najbardziej wkurzył mnie fakt, że moja siostra, która była największą przeciwniczką mojego odchudzania w wakacje, teraz sama przeszła na diete...
Za 35dni połowinki. Muszę schudnąć, albo będę zmuszona szukać nowej sukienki. Plan
jest taki: schudnę 5-6kg. Jem 1000kcal, zero słodyczy, białego pieczywa (bo to moje najgorsze grzechy)
i dużo wooody. Ćwiczenia to naprzemian : killer z Ewką, 8 minutówki i rozciąganie.
Śniadanie: Jogurt 0% tłuszcu (66kcal) + kromka żytniego (taka mała z tego biedronkowego chleba) (69kcal)
challenge: 7 dni bez słodyczy.
Dieta: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35
Dni bez słodyczy : 1 2 3 4 5 6 7