Już pogodziłam się z tym, że dotychczas miałam "przyjaciół", ktorzy byli ze mną dla interesu w dobrych chwilach, ale dalej nie daje mi spokoju to, co ze mną jest nie tak, że wszyscy mnie tak krzywdzą.
Nie żebym to rozpamiętywała, ale zdarza się taka dziwna refleksja, może to te osoby nie są warte mego towarzystwa.
W gruncie rzeczy dla mnie liczy się coś innego niż zajebista marka ubrań, alko i wieczne najebanie.
Jesli ja nie mam czasu to mam kogoś gdzieś, a jeśli inna osoba czasu nie ma to ma wiele innych zajeć i jest na prawde zajęta. Jeśli ja sie nie odzywam to panuje obraza majestatu, tylko, że niektorzy nie zauważaja swojej winy.