Patrzę na niego jak na przyszłość,którą przedstawił mi ktoś jak na dłoni i kazał czekać kiedy nastanie...
Jedna "przyszłość" nie nadeszła, taka jak miała być, taka o jakiej marzyłam i dążyłam do tego,by mogła się spełnić. Powoli zaczynam myśleć,że to już nigdy nie nastanie i zawsze będzie tak już wyglądało to wszystko... Najgorsze jest to,że człowiek z reguły jak coś mu się nie podoba w jego życiu jest sobie sam panem losu i może wszystko zmienić. Czasem to wymaga większego,czasem mniejszego trudu,ale się da,a w tym temacie niestety nie jestem w stanie za dużo zrobić i to mnie najbardziej przeraża...
Czy ja na prawdę zaczynam się powoli ogarniać?! Nie wierzę sama...