Otóż jestem pełna nadziei. Dziś pierwszy raz od dwóch tygodni obudziłam się bez myśli, że wolałabym zgnić w łóżku, zamiast wstawać. Nawet pomimo tego, że zostałam obudzona telefonem z tytułu "Doma, wstawaj na zajęcia", a zasnęłam nad ranem oglądając (po raz n-ty) "Szesnaście świeczek" (chyba nigdy nie dowiem się jak to badziewie się kończy:) )
Ogólnie czekam na lepszy czas. Bo wiem, że on nadejdzie. Teraz czego mi trzeba? Hmm, nabrania dystansu. Nie zmuszania się do życia, nie powtarzania hasełek "głowa do góry", nie przetwarzania problemu po raz tysięczny. Muszę skupić się na totalnie innych rzeczach, na czymś co pomoże mi na chwilę odciągnąć myśli od tego co "czarne", a za jakiś czas rozwiązanie przyjdzie samo. Zawsze przychodzi.
Dystans, mała, dystans, a wszystko się ułoży :)