Błonie, falowiec. Na ulicy, graniczącym z nim, jest pełno piany. Tak dużo, że auta parkujące tam, nie mogą się ruszyć. Nie raz mi sie tak sniło. W tym śnie mama mi powiedziała, że ktoś brał wesele a to jest welon.
Ja i on. On ubrany w jasne bojówki, czarny bezrękawnik, jedną ciemną bandane na głowie, druga na lewym nadgarstku oraz martensy na nogach. Ja w białą koszulkę z dekoldem, narzucona pikowana kamizelka w kolorach bandy, ciemne leginsy i sportowe obuwie. Stoimy na schodach "real'a", tymi za szklaną ścianą. Mury budynku mają barwę krwistej cegły, natomiast banda jest podzielona na dwa intensywne kolory: zieleń i granat. Stoimy blisko siebie, zwróceni twarzą w twarz. On, wyraźnie podniecony, wtula się we mnie mówiąc mi "wiem czego pragniesz" i zmyka oczy tonąc w moich włosach. Odwzajemniam uścisk, wbijając palce w jego plecy. Głęboko wzdycham, bo czuje jak cholernie mocno bije moje serce. Moja nadzieja jest inna i on to wyczuwa. Puszcza mnie i spogląda tym swoim groźnym spojrzeniem jak poparzony.
Mówi: "Nie chcesz tego!"
Ja: "Nadzieja nigdy nie gaśnie"
On: "Sama wiesz co zrobiłaś. Niedługo ruszam w podróż poślubną"
Ja: "Chyba nie swoją"
On: "Moją"
Wtedy spoglądam na jego "nagie" ręce i dłonie, które są zbyt smukłe i kobiece. Jest na nich pełno srebrnej biżuterii i obrączka w eltyckie wzory. W międzyczasie pada imię jego żony. Czuje się oszukana, znów to samo. Znów ta sama gierka. Obydwoje wybuchamy gniewem, bo jedno wciąż oczekiwało od drugiego innej... "rzeczy"?
Następuje wymiana zdań, których nie pamiętam już, ale jedno utkwiło mi w głowie.
Oddaliłam się od niego i krzyknęłam: "Nigdy nie przestanę cie kochać!" na co w odpowiedzi dostałam:
"spierdalaj!!!" na znak czego uniósł triumfująco, z uśmiechem, palec wskazujacy.
W goryczy odchodzę a umego boku zjawia się znajomy z pierwszej pracy. Sprawiał wrażenie tak samo smutnego jak ja. Skręciliśmy pod wiadukt, a gdy go przeszliśmy spytałam: "Dokąd idziesz?", odpowiedział: "Do pizza hut". Stwierdziłam, że to nie mój kierunek i zawróciłam. Niestety przejście zaczęło się zamykać od drugiej srony, więc zaczęłam biec (jakbym nie mogła przejść na światłach, tylko koniecznie tam...) Za mną pojawiły się dwie pary bliźniaczych potworków. Jedne były wysokie, smukłe, podobne do ludzi, lecz miały po dwie głowy. Na nosie miały czarne okulary i ubrane były w garnitury. Zamiast biec, suneły po ziemi. Drugie były wielkie, rude i włochate. Coś jak postać wielkiej stopy o imieniu Harry. Cały czas się szarpały. Wpadlismy w labirynt, nad którym panowała mała wiedźma. Nie było stamtąd wyjścia. Wszędzie było ciemno, unosil sie pył a tam skąd bił strumień światła, czekała śmierć. Było nas tam wiecej, ale tamci żyli nadzieja, więc ginęli. Nie strzegałam ich nawet, dopadła mnie znieczulica, serce skamieniało. Zimna suka. Niech giną, nie moja sprawa. Niektórzy pchają się ku górze, bo widzą okna a potem spadają, nadziewając sie na pordzewiałe pręty z drugiej strony. Inni otwieraja bramy, za ktorymi stoją ludzie z bronią rozstrzeliwując ich. Ja trafiam na pokój, w którym jest pełno świeczek i wszystkie przedmioty sa drewniane, nawet fortepian. Przy nim siedzi laleczka i gra na nim (!). Zauważyła mnie i wyciągnęła do mnie rękę...
POBUDKAAAA! No i tyle. Ciężki oddech z rana. Mam już dość tych gierek. Dziś "tak", jutro "nie".
Aż prosi się by zacytować fagment P!nk:
"I'm not here for your entertainment
You don't really want to mess with me tonight"
Inni zdjęcia: Filmy pati991Ja pati991Widok z okna wswieciezdjec... maxima24... maxima24... maxima24:) nacka89cwa... maxima24... maxima24... maxima24