Cztery krótkie sny. Zawsze wydaja się ciągnąc w nieskończoność, a gdy zaczynasz opowiadać, trwa to minutę.
Najzwyczajniej w życiu jadę pociągiem. Mój wagon jest totalnie pusty,jesli chodzi o siedzenia, wieszaki czy inne szczegóły. Natomiast towarzyszy mi w nim kilka obcych mi ludzi. Nie rozpoznaje nikogo. Jedziemy za dnia, gęstym lasem. Nagle prawa ściana wagonu do połowy znika i możemy swobodnie sie wychylić bez obaw o wypadnięcie.Wśród koron drzew pojawia się... ufo (nic mnie już nie zdziwi w moim łbie). Pamiętacie bączki, które kręciło sie za dzieciaka? No. To zamiast tej szpilki, miał uwypyklenie na kształt doklejonej filiżanki. Dolna część statku była talerzem, jednakże górna była cała w wielkich, profilowanych oknach. Sprawiali wrażenie wysokich i smukłych stworzeń a mimo to wyglądali jak ciekawskie małpy w zoo, porozwieszanie na siatkach wolier.
Lecieli bardzo nisko, przyglądając sie nam. Nasz wagonik przybrał kształt zamknietego już prostopadłościanu i zaczął unosić sie do góry. Odniosłam wrażenie jakbym stała w windzie i chyba tak było. bo nagle stanęłiśmy i otworzyły sie drzwi. z pomieszczenia, do którego potem weszliśmy, biło mocne, białe światło. Powitała nas malutka, futrzastaistotka. Była bardziej przerażona od nas. Miała może z pół metra, duże oczyska zmieniające barwe w zależności od humoru. Tym razem były wielkie, jasne i szkliły się łzami, które nie chciały spłynać. Zdobył moje serce. Pochyliłam sie by zrozumieć skąd ten strach. Okazało się, że miałam jakąś czarną koronkę i to wywołało w.w. emocje.