Znam to miejsce. Nie raz tamtędy przechodziłam. Mimo późnego wieczoru jaki panuje, poznaje ten cmentarz i kilkoro osób, które są tam ze mną. Troje jeszcze rozpoznaje, bo reszta to już tylko smugi. Wśród nich jest ta jedna, która mówi mi "Nie kocham cie. Postaw wszystko na jedną kartę". Dziwi Was, że zapamiętałam słowa? Mnie też. Nie wymyśliłabym sobie tego, bo wiekszość snów przerasta moją wyobraźnię. Wracając do tematu. Słysząc te słowa, stoimy w kilkoro koło kostnicy. Nagle pada jakieś hasło i wszyscy zaczynamy się czołgać między grobami. Nie wiem o co chodzi, ale rzucamy czymś w siebie wywołując kolejno swoje imiona (nazwy?) Nad naszymi głowami przelatują bloki betonu (?) oraz jakieś włócznie. Niedaleko mnie podnosi się dziewczyna i obrywa. Upadając, zapada sie pod ziemię. Znam ją. Widziałyśmy się we Władysławowie b.r.
Ja znikam i pjawiam się tu, gdzie mieszkam. Biegnę grubo odziana w futra, w gigantycznym rozmiarze, do apteki. Nie wiem po co, ale mimo nieznacznej odległości, nie moge do niej trafić. /mam ja przed oczyma, lecz cos mnie wtedy trzymało. Coś na zasadzie snów, że spadamy bez końca i grawitacja nie pozwala upaść. Po co mi ona, po jakie leki biegnę? Nie wiem, ale czuję, że robi się goraco, wręcz parno. Przemieszczam się jeszcze do kilku miejsc, ale nie jestem w stanie ich już opisać. Za dużo, za szybko.