Sen 1.
Wyobraźcie sobie miasto nad nieobliczalną i rwącą rzeką.
Oba jej brzegi łączy murowana kładka. Jej barierkami są wysokie żeliwne, ostro zakończone pręty zza których widać usypany z piachu spad.
To tu odbywają sie zawody w łowieniu drapieżnych ryb, których jeszcze nikt nie wyłowił. Jestem tam z trzema osobami. Przechadzamy się po wspomnianej kładce i trafiamy na naszego, aktualnego pracodawce, szykującego się na swoją kolej.
Rozmawiamy przez chwilę i zaczynają dziać się dziwne rzeczy.
Nad naszymi głowami lata haczyk ze śmierdząca przynętą. Facet po drugiej stronie, stojący na metalowej rampie, krzyczy do naszego szefa, że ma mu przyczepić (uwaga) więcej g**na, bo ryby szaleją. Odwróciliśmy się wszyscy w jego stronę. Rzeka przybrała czerwony kolor a na niej, z różnokształtnych tworzyw, zaczęła zcalać się skorupa. Ani myśląc, zawodnik ruszył po nich po to, o co wołał i wrócił zdenerwowany na swoje stanowisko. O dziwo na środku oszalałej wody,wyrosła kolejna rampa, ale tym razem stała na niej brunetka o pokerowej twarzy, w czerwonej mini.
Któryś z widzów będący obok nas, w oczarowaniu sytuacją, ruszył w kierunku wody. Niestety ta go wciągnęła i miotała jak szmacianą lalką. Następna wskoczyła, mocarnie zbudowana, blondyna. Ona też podzieliła los widza. Wirowała jakby ktoś pod woda trzymał ją sztywno za nogi i nie pozwalał zachlapać twarzy. Brunetka odważyła sie na pomocny gest. Złapała blondi długim kijem i wyrzuciła w powietrze. Zdążyła tylko spojrzeć w naszą stronę, gdy znajomy powiedział "przerzuci i ją wciagnie". Tak się stało.
Zszokowana przyglądałam się całej sytuacji nie mrużąc oka, jak wszyscy dookoła. Nagle twarz "mocarnej" wykrzywiło. Wyszczerzyła pożółkłe zębiska i wytrzeszczyła oczy. Wiedziałam, ze nie wróży to nic dobrego..
Było ciemno, gdy zmeczeni wracaliśmy już uliczkami do domu. W świetle latarni zobaczyłam "to coś", co już nie było kobietą. Spojrzało tępym wzrokiem spod długich wymoczonych włosów. Szczeka rozwarła jej sie aż do pasa i rzuciła się w naszym kierunku..
Tu już sie obudziłam.