świat to czasem takie nieprzyjemne miejsce.
ktoś sprawia tak, że gdy nie masz parasola- spada zimny deszcz. bierzesz ciepłą kurtkę- upał wyżera ci skórę. nie zakładasz butów, a nagle chodniki są ze szkła, ulice- ze szkła. nawet trawa jest ze szkła, wszystko, do kwadratu wszystko. tak, że nawet nie możesz zawrócić, tylko stoisz z tymi poranionymi stopami, nie mając siły nawet na zastanawianie się w którą stronę bezpiecznie zrobić krok.
ale najbardziej nieprzyjemnie jest wtedy, gdy zamiast silić się na złośliwości jest miły. podejrzanie przyjazny. daje ci zamiast szkła- pluszowe dywany, zamiast deszczu- słońce, zamiast samotnego wieczoru- jego. a potem jak gdyby nigdy nic zwija dywany, rodzi ulewy i znów zostajesz sama. a on tylko śmieje ci się w twarz, nie dowierzając, jak znowu mogłaś być aż tak naiwna. przecież dawno nie jesteś już dzieckiem.