gorący puls wyrwany przez szparkę moich ust. słów mam pełną głowę, aż na zawnątrz każde z nich pragnie przedrzeć się przez jedną ze ścian moich bladych powiek. każdy ma jakiś grzech, który zostanie na zawsze ukryty pod językiem, jak tabletka na sen. a sny potrafią być bardzo długie, w jednym z nich staje sie melodią, moje ciało drży w rytm każdej z nut, powoli włoski na moich rekach jeżą się targane przejmującym dźwiękiem, po chwili nie ma już nut i nie ma ciała, jest jedna tylko strużka utkana ze światła na kształt pięciolini, staje się melodią, najsmutniejszą na świecie, stworzoną z żalu i w afekcie, z nadzieji i z utęsknień, w nocy, kiedy jest najciemniej. kiedyś zniknę całkiem, będę tylko tym dźwiękiem, schowam się pod twoją czaskę, będę brzmieć i brzmieć, aż smutek mojej piosenki wypełni ci krew, potarga zmysły, zagłuszy każdy inny obcy dźwiek. będziesz tylko ofiarą muzyki wydobytej z duszy zakamarków, tych najgłebszych, jej najbardziej wstydliwych miejsc. i będe tak brzmiec i brzmieć, aż urosną ci źrennice, krew odpłynie z twarzy, oszaleją nerwy, aż wszyscy pomyslą, że mnie nie ma, że to tylko cisza, że to tylko głucha narkotyczna wizja delikatnego stadium rozgoryczenia.