"Wyprawa na Dziki Zachód"
Część 19 z 21
Do Polski wjeżdżałem uskrzydlony, szczęśliwy i rozanielony. Co prawda z powodu braku autostrady od granicy z Niemcami aż do Nowego Tomyśla czułem się, jakbym wjechał w jakowąś dzicz, ale z drugiej strony owa izolacja jawiła mi się jako zaleta. Cokolwiek, co może nas oddzielić od tych ruin, w których ucztują i bawią się zdziczali potomkowie Europejczyków, jest dobre. Nasz zepsuty kraj, w porównaniu do takiej Francji czy Holandii, to oaza Wiary, normalności i przyzwoitości moralnej. Za dwadzieścia lat we Francji na pewno znajdą się gotowi odprawiać Msze zagraniczni księża, ale po prostu nie będzie dla kogo tych Mszy odprawiać. Opustoszałe kościoły, wymierające parafie, brak powołań, brak szacunku dla Najświętszego Sakramentu - oto i owoce otwarcia się Kościoła na świat. Nas ratowała tylko komuna, gdyż jako wróg konsolidowała społeczeństwo wokół katolicyzmu, nadto pozbawiała je szansy na konsumpcyjny styl życia. Nie żebym marzył o jej powrocie, po prostu stwierdzam fakt. Zresztą ona wraca - w wersji poprawionej, niebieskiej, bez jawnego zamordyzmu i z pełnym zakresem propagandy dogadzania sobie samemu. Jeśli sytuacja się utrzyma, za kilkadziesiąt lat będzie tutaj jak we Francji, a we Francji będzie kalifat.
cdn...
Zdjęcie: Genua, Liguria, Sierpień AD 2009