Ostatnio przypomniało mi się jakie idee firmowałem na tym fotoblogu i ogarnęła mnie pewnego rodzaju wesołość. W owym okresie wyłożyłem moje poglądy jako katolickie w sferze religijnej, monarchistyczne w sferze politycznej i wolnorynkowe w sferze ekonomicznej. Zupełnie jakby były to oddzielne sfery! Już na tym przykładzie widzę jaki byłem niedojrzały. Wolnorynkowy monarchista dopiero zaczynający zwalczać ukąszenie korwinistyczne.
Korwinizm uczy, iż prawica to wolność, a lewica to przymusowe bezpieczeństwo. To jednak cały czas kłóciło się z mym katolicyzmem - bo jak to, wolność, skoro w katolickim kraju prawo powinno stać na straży moralności? Próbowałem rozgraniczyć to na poglądy polityczne i poglądy ekonomiczne - i przez jakiś czas się udawało. Aż nie dowiedziałem się, że katolicka nauka społeczna mówi również o kwestiach ekonomicznych... i że mówi coś innego, niż wolnorynkowa szkoła ekonomii. Ba, nie sytuuje się ona nawet gdzieś między kapitalizmem i socjalizmem, ale gdzieś wysoko nad nimi, gdyż nie każe spoglądać na ekonomię jako dziedzinę czysto materialną.
W niedługi czas potem poczyniłem ciekawą obserwację - iż władza polityczna wywodzi się z władzy rodzicielskiej. W miarę rozwoju demograficznego rodziny przekształcały się w rody, te zaś w klany, a następnie plemiona, ludy - i w końcu narody. Starczy zajrzeć do genealogii potomków Noego by zrozumieć jak ten proces zachodził. W wielkim uproszczeniu: ojciec stawał się patriarchą, patriarcha wodzem, wódz księciem, a książę królem. Można jeszcze wyszczególnić cesarza jako panującego nad wieloma narodami i królami. Oczywiście przez cały czas, gdy ta patriarchalna piramida rosła, niższe jej poziomy zachowywały swoją część władzy. Chłop pańszczyźniany miał w feudalizmie o wiele więcej władzy ojcowskiej, niż dzisiaj ma jej "wolny" obywatel demokratyczno-liberalnego państwa, co nie powinno dziwić - wszak dzisiejsze państwo egalitarne to w zasadzie rodzina, w której dzieci zamordowały ojca, zamknęły matkę na strychu i rządzą się same. Ja jednak nie o tym - a o tym, że społeczeństwa to po prostu przerośnięte rodziny.
A w rodzinie, jak w rodzinie - zwykle, mimo pewnych rozgraniczeń własności oraz kształtującego odpowiedzialność wychowania przez nagrody i kary, istnieje podział dóbr materialnych, a także centralne planowanie. Tak, w większości rodzin istnieje spora doza czegoś na kształt socjalizmu. Czysty kapitalizm byłby, gdybyśmy nie dali dziecku kolacji, bo nie umiało samo odrobić zadania domowego. Oczywiście nie można zupełnie przeholować w stronę komuny - bo wtedy wychowa się kogoś nieporadnego i stroniącego od odpowiedzialności. Można powiedzieć, że kapitalizm i socjalizm to nieludzkie skrajności, tak pod względem ekonomii, jak i wychowania dzieci. Ale ja o czym innym - a mianowicie o tym, że skoro w rodzinie istnieje pewna doza opiekuńczości ze strony władzy, to musi istnieć też w społeczeństwie. Przecież nie spadło ono z kosmosu w postaci indywidualnych jednostek, jak chcą liberałowie.
Kolejnym ważnym krokiem było zapoznanie się z poglądem imć Rothbarda, papieża wolnościowców, iż liberalizm - a zatem i libertarianizm - są ruchami skrajnie lewicowymi, a ich potoczne kategoryzowanie na prawicy to zafałszowanie wynikłe z XIX-wiecznego starcia osiadłego na laurach liberalizmu z nowym ruchem - socjalizmem. Rothbard twierdzi, iż zamordyzm ekonomiczny i religijny jest cechą konserwatyzmu, czyli prawdziwej prawicy, natomiast socjalizm jest ruchem centrowym, który próbuje osiągnąć liberalne cele - czyli wyzwolenie człowieka - konserwatywnymi, zamordystycznymi metodami. Cóż, jest to zaskakująca optyka, ale tłumaczy ona wiele spraw. Epatowani nią korwiniści wykazują silne odruchy obronne, czyli coś jest na rzeczy. Jak już pisałem, trudno jest być "konserwatywnym liberałem" i spać spokojnie.
Ostatnią barierą, jaką musiałem pokonać by wyzwolić się z okowów korwinizmu, było pogodzenie się z tym, że nazizm jednak jest ideą prawicową. Co z tego, że nazywa się "narodowy socjalizm", a socjalizm to ponoć lewica? Tak naprawdę nazizm nie był ruchem rewolucyjnym, ale reakcją pogańską, tyle że dwudziestowieczną. Reakcją wymierzoną w liberalizm oraz socjalizm, czyli ruchem kontrrewolucyjnym, prawicowym... i nie ma znaczenia, że nie katolickim. W Izraelu skrajną prawicę stanowią judaistyczni ortodoksi, a w Iranie muzułmańscy fundamentaliści - czemu więc w Niemczech nie mieliby nią być poganie? Tak też upada korwinistyczny mit, iż narodowy socjalizm był lewicą, a utrzymuje się moje przeświadczenie, iż skrajna prawica to teocentryzm, czyli stawianie na pierwszym miejscu Boga, a szerzej mówiąc - duchowości, czy to chrześcijańskiej, czy muzułmańskiej, czy też pogańskiej. Oczywiście nie dokonuję tu zrównania tych religii, stwierdzam jednak pewną prawidłowość w oddziaływaniu wiary na świat polityki. A jeśli ktoś wątpi w mą ocenę nazizmu jako neopogańskiego zamordyzmu militarystycznego, niech przeczyta sobie o ustroju starożytnej Sparty - wypisz wymaluj paleonazizm.
Równolegle upadło we mnie przekonanie do monarchizmu w formie dążenia do restauracji tzw. prawowitych dynastii. Nie dlatego, że ta restauracja jest nierealna, tylko dlatego, że owe rody królewskie po prostu na to nie zasługują, gdyż to one zmarnowały dorobek patriarchalistycznej piramidy poprzez zbytnie oderwanie się od rzeczywistości. Zresztą i tak w większości przeszły do obozu wroga. Bóg nie odebrał im władzy bez powodu. Ich epoka minęła i nadchodzi nowa, jeden Bóg wie jaka.
Na koniec dodam, iż upadła we mnie wiara w przekonywanie kogokolwiek za pomocą argumentów, choć czasem jeszcze mi się zdarzy. Wolę epatować szokującymi poglądami bez ich uzasadniania. Kto je polubi, to polubi, a kto nie, to nie. Nazywa się to "trollofaszyzm", ze względów chyba wiadomych.
Tak... takie właśnie "prawicowe" mity upadły we mnie w ciągu ostatnich miesięcy. Przesłaniały mi one wiele zupełnie oczywistych spraw. Chyba czas zmienić opis w moim profilu i te linki z prawej strony.
Zdjęcie: Padwa, Wenecja Euganejska, Sierpień AD 2009