Do as you feel.
Nie ma co się obracać w gąszczu słów. To są lasy, to są potoki, to jest niebyt.
Naprzeciwko długiej, nieregularnej palisady gramatyki, spójni, jestem codziennym słowem.
Jak ja nienawidzę go chwytać w ręce, jak mnie brzydzi ten brak wymogu wyrażania się, jak czasem po prostu się wyłaniam mimowolnie spomiędzy kurw i jebań i jakie to jest nieprawidłowe.
Czasem mnie kole w oczodołach, mózg mnie piecze i chcę tylko do książek, z dala od tej brei, bagna, nowej ery informacji.
Krótkie formy, proste formy, gorszące formy.
Cicho mi zbrzydło to wszystko.