Poczułam jak mnie ściska. To uwolniło we mnie całą frustrację i ból. Moje oczy zaszły łzami, lecz natychmiast wchłonęły się w jego kurtkę. Nie zważałam na to. Będę go przepraszać później. Teraz liczyła się dla mnie ta odrobina ciepła.
-Ykhm.- usłyszałam nagle
Odsunęłam się od Vena i w drzwiach zobaczyłam Kellana. Stał i przyglądał się nam ze wściekłością w oczach. Byłam oszołomiona, nie wiedziałam co mam zrobić. Zamarłam.
-Co Ty tu robisz?- zapytałam nieświadoma całej głupoty, którą niosło moje zdanie
-Chciałem sprawdzić czy wszystko u Ciebie w porządku, ale widzę że ktoś się już o to zatroszczył.- zaczął mówić tonem, którego u niego nienawidziłam
-To terapeuta mamy.- odparłam ocierając łzy
-Nazywam się Ven.- wtrącił się do rozmowy i wyciągnął rękę do Kellana
-Nie obchodzi mnie jak się nazywasz.- podszedł do niego na niebezpieczną odległość
Paraliżował go wzrokiem, chciał żeby się go bał, chciał go zniszczyć, upokorzyć. Znałam Kellana aż za dobrze. Musiałam interweniować.
-Możesz pójść na górę?- poprosiłam wchodząc pomiędzy nich
Ven był strasznie spokojny, nie dał się wyprowadzić z równowagi. Na pewno wiedział jak ma się zachować w takich sytuacjach. Cieszyłam się, że emocje go nie poniosły.
Pięści Kellana rozluźniły się. Spojrzał na mnie krótko i zniknął w moim pokoju. Odetchnęłam.
-Przepraszam Cię za to, naprawdę.- zaczęłam się tłumaczyć
-Nie przejmuj się. Wiem co to zazdrość w związku.- uśmiechnął się- Gdzie Twoja mama?
-W sypialni.- odparłam natychmiast
Odwrócił się i poszedł do niej. Odgarnęłam włosy do tyłu i zamknęłam na moment moje zmęczone oczy. Wiedziałam jaka rozmowa czeka mnie z Kellanem.
Powoli pokonywałam kolejne schodki dzielące mnie od przewidywanej kłótni. Tak, z pewnością mi nie odpuści. Przez położeniem ręki na klamce, wzięłam dwa głębokie oddechy.
Opierał się o parapet mojego okna i patrzył przez nie. Bałam się odezwać. Czułam jego złość.
-Aż tak Ci się podoba?- usłyszałam jego pytanie
-Przestań. Po prostu się do niego przytuliłam, to nic takiego.- odparłam w miarę spokojnie
Gwałtownie się odwrócił i podszedł do mnie. Zrobiłam krok w tył. Jego furia wypełniała cały pokój. Stanął tuż przede mną i patrzył mi w oczy.
-Długo tak się przytulacie po koleżeńsku?- zapytał- A może przez cały ten czas gdy mnie tu nie było, działo się coś innego? Hmm? Przyznasz się?- prawie krzyczał
-Właśnie!- nerwy zaczęły mi puszczać- Nie było Cię! A tak cholernie Cię potrzebowałam!
-Byłem zajęty! Myślisz, że gdybym mógł to zostałbym w Miami?!- wrzeszczał i gestykulował
-Powinieneś być ze mną mimo wszystko!- odepchnęłam go
Spojrzał na mnie z tą samą złością. Wypuścił głośno powietrze a ja zaczęłam płakać. Złapałam się za głowę a potok łez zalewał moją twarz. Nie umiałam się opanować. Byłam w tym wszystkim bezsilna. Zdałam sobie sprawę ile błędów popełniłam do tej pory.
W dalszym ciągu nie poczułam jego ramion. Nie pozbierał mnie, nie dał siły. Widziałam jak stoi na środku pokoju i patrzy na mnie. Co mógł myśleć? Zdradziłam go? Tym razem wina nie była po mojej stronie i za nic nie dam jej na siebie zrzucić.
-To idiotyczne.- zaczęłam pociągając nosem
Usiadł na moim łóżku i oparł łokcie o swoje kolana. Wbił wzrok w podłogę, jakby przed czymś uciekał. Ja jednak nie zbliżyłam się do niego ani o centymetr.
-Nie mogę znieść widoku innego faceta przy Tobie.- odparł- Zabiłbym każdego...
-Nie mów tak.- wtrąciłam się- To tylko znajomy, musimy się spotykać bo leczy mamę. Jestem pewna, że doskonale to rozumiesz.- mówiłam
-Wyglądało na bliższą znajomość.- jego spojrzenie przenikało przez moje źrenice
-Nie ufasz mi?- zapytałam zdezorientowana
-Nie ufam jemu.- wstał
Podszedł do mnie i odgarnął mi włosy z twarzy.
-Jesteś dla nich łatwym celem.- powiedział niskim głosem