Coraz mniej czasu, coraz mniej siły. Coraz więcej wstrętu.
Boże, jak ja czasem nie lubię ludzi.
Jaka ja jestem od nich inna, jaka wariatka.
Jaka samotna, niechciana, obrzydzenia pełna.
To błędne koło, czy kiedyś uda mi się to przerwać?
Nie, chyba nie. Tylko jakaś Wielka Zmiana, albo śmierć. Ona też jest zmianą, jak by nie patrzeć...
I wszystko mi się miesza, kiedy tak zasypiam w najmniej spodziewanym momencie; niedługo przestanę odróżniać rzeczywistości od snów.
Ble, ble, ble. Glista, pędrak, świnia, kompost, tępa suka, krzywy zgryz.
Och, czemu Wy wszyscy odchodzicie?