Dziś nie mam nastroju na płacz.
Karmię się ironią.
Ucinam nią wszystkie wątpliwości.
Częstuję nią wszystkich, którzy mnie zawiedli,
wszystkich znienawidzonych, marnych aktorów.
Przetrwanie.
Przestałam wycinać kawałki mięsa z biodra na przynętę.
Zaczęłam zabijać rekiny gołymi rękami.
Przestaję nosić spódniczki w kwiaty,
wciągam skórzane spodnie.
Nie układam włosów w zwiewne fale,
dziś będą czerwone i proste jak klinga.
Nie wchodzę do wody tylko po uda bojąc się, że mnie wciągnie.
Nie kulę się pod złymi słowami.
Mogę zranić cię po drodze do łazienki.