To już nie jest takie miejsce jak kiedyś, ale czasem wciąż potrzebne. W aktualnym czasem zawierają się emocje zszargane do granic wytrzymałości, ale wciąż mam lejce w dłoniach. Gdańska jesień od samego początku daje się we znaki i choć najcudowniejsze zakoniczyńskie, choć podróże takie duże, choć osiągnięty cel to wciąż niedosyt tych właśnie kolejnych spełnionych marzeń a przede wszystkim niedosyt uświadamiania sobie jakie te marzenia tak naprawde są. To połowa sukcesu. Nawet pewnie więcej. Najprościej na świecie uświadomić sobie czego chcemy, co potrzebujemy, a przede wszystkim czego oczekujemy od siebie nie od innych bo to nie oni będą nas rozliczać a to co podpowiadają nam wewnętrzne głosy nie zawsze jest nasze. Cały tydzień. Przedługi tydzień. Na oczyszczenie serucha i głowy, na wsłuchanie we własne oczekiwania, na masę przemyśleń bo powoli dochodzę do momentu, w którym mój ciągły pęd , wewnętrzny bat , "działać" "działać" "działać" doprowadza do wielkiego znaku zapytania. A może to nie pęd. Może te wszystkie czynniki. Tak obiektywne. Działające od października. Niektóre dłużej nawet. Skumulowały się niefortunnie. Jak oczyścić, jak zrozumieć, jak przystopować, jak zrozumieć kiedy wszystko dookoła sprowadza na ziemię. jeszcze nie wiem, ale chłonę coraz więcej wiedzy z jeszcze większą pasją. śpiesząc się przy tym. choć przecież nie warto. bo w jednym tylko warto. dlatego śpieszmy się. kochać po prostu.
Wciąż mnie ciągnie tu choć powinno gdzie indziej. Tak jak wiele innych zdarzeń, miejsc i osób powinno być gdzie indziej. A raczej ja chcę żeby były. Trochę uciekam, bardzo się okłamuje, ale ten tydzień jest jednym z najważniejszych, ta jesień choć tak trudna maksymalnie potrzebna, bo uśmiecham się na samą myśl, wierząc że najlepsze jest jeszcze przed nami.
Szatan i Liber tak mocno gorąco w mym głośniczku dziś. <3
p.S. zapomniałam że chciałam tu uwiecznić jak kocham te drobne pomocne ludzkie gesty. to jest wzruszające. serio.