Rozdrapuję ranki.
Piekę cała.
Intensywność myślenia jest ponad poziomem morza.
Dużo.
Myślenia nie o tym co trzeba.
Sesja wkracza krokiem zamaszystym.
Sesja z życia.
Do korzeni wróciwszy.
Zatem.
Powalczyć najusilniej się staramy.
Rozgryzam.
Wiercę.
Męczę.
Nienawidząc.
A to strasznie kurewskie uczucie.
Wiem, że dać radę trzeba.
Bo cele postawione konretnie duże.
W niekonkretne miejsca.
Ale wiem jak się to robi.
Nawet jeśli czasem się oduczam.
Albo oducza ktoś.
No tak to będzie.
Tak sądzę.
Tak chcę.
Ale jestem.