wpadam tutaj tylko na chwilę napisać, że mobilizuję siły i powolnym krokiem wracam do dawnych nawyków
będzie bardzo ciężko, bo się rozhulałam konkretnie, dłodycze codziennie, przez święta lepiej nie gadać, bo nawet się nie zamierzałam ograniczać i cieszyłam się każdą chwilą, kiedy miałam coś w ustach, okropność, a pewnego dnia jadłam nawet same słodycze. Na szczęście nei były to typowe, kupione w sklepie, tylko własnoręcznie pieczone ciasta/pierniczki i tak dalej, to jest plus.
mam nadzieję, że jeszcze trochę mnie pamiętacie i wesprzecie.. głównie po to tu wróciłam, ponieważ sama jak na razie nie mogę zrobić nic w tym kierunku. Przez pierwsze dni nie liczę kalorii, jedynie piszę bilanse- w całości prawdziwe, tak jak teraz. A i uprzedzam, będę się pogrążać.
śn: kanapka z serem żółtym, uh
2śn: baton muesli
obiad: kawałek karkówki
podwieczorek: dwa herbatniki, kanapka, nie pamiętam z czym
kolacja: jogurt+serek homo z muesli, płatkami fitnes, jednym ciastkiem pokruszonym i połowa razowego z serkiem kanapkowym
jak widzicie robię to, co najgorsze, czyli wpieprzam wieczorem i jem słodkie rzeczy, ale się ograniczam.
plus też jest taki, że ważyłam się w sobotę i ukazała mi się waga 62,3, a myślałam, że będzie powyżej 63. Ale chuj z wagą, bo przytyłam strasznie optycznie, no cóż.
A teraz próbuję się zmobilizować i nauczyć się czegoś, ale po świętach też nie mogę. Ta przerwa konkretnie mną zachwiała. Jutro albo pojutrze zobaczę, co u was.