Wczoraj przyjechała K, naczekałam się na nią na dworcu nieźle, pierwszy raz w moim mieście, więc trzeba było oprowadzić itd. itp. no całkiem się cieszę, ale nie do końca. Niestety dietę na wieczór zawaliłam, alee też bez tragedii. Nie poddajemy się. Wróciłam właśnie z takiego marszo-biegu z psem. Szału nie było, ale liczę na to, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Jak na razie oboje łapiemy oddech w łóżku i zaraz lecę pod prysznic :) po południu jeziorko <3 aktywnego :*