Milenka.
Wiem, że zdjęcie jest straszne, ale na przyszłość będę pamiętała, żeby nie dawać robić zdjęć mojej mamie, zanim przynajmniej nie ustawi się w aparacie odpowiedniego programu. :/
Ale w ogóle to była faaaaazaaaaaa na grillu. Ojezu, ojezu, ojezu. ;d
Bosz, jakie teksty były. I jaki lol, granie na dwie gitary na płocie, i spacer na ulicę Zielonej Łąki, i jedzenie ziemniaków w mundurkach z sosem (i ten sos to zadziałał odurzająco na mnie i Olkę xd xd xd).
I jak poszłyśmy na ulicę Zielonej Łąki, to nie zgadniecie kogo widziałam.
Kubę widziałam, buhaha.
Żaal.
A my byłyśmy w przykozaczonych strojach, i to było baaaardzo mądre. A zresztą, jeśli ktoś z własnej nieprzymuszonej woli nie przychodzi na wydarzenie kulturalne roku w Łomiankach, chociaż jest zaproszony, to może oznaczać tylko tyle, że jest gÓpi i się nie zna. ;d
I jedno było bardzo mądre.
Ja, Olka, Emma, Agata: *podchodzą do Bartosza Sz., który siedzi z nogami założonymi na stół.*
Ja, Olka, Emma, Agata: *patrzą na Bartosza Sz. jak na debila*
Bartosz Sz.: No, co Amerykanie tak robią!
Emma: Fajne masz buty.
Bartosz Sz.: Wiem, harcerskie. Mam jeszcze pasek harcerski. Chcecie zobaczyć? *pokazuje*
Ja, Olka, Emma, Agata: *patrzą na pasek Bartosza Sz.*
Bartosz Sz.: No gdzie się patrzycie! A w ogóle, to wiecie, że mam niezapięty rozporek? To też po amerykańsku.
*hahahaha*
Bosz, ja nie mogę po prostu. Ale wiecie, w życiu nie nazwę sobie dziecka Bartosz, bo to imię skazuje na nieuleczalną chorobę psychiczną. lol
I jeszcze z Olką na ulicy Zielonej Łąki śpiewałyśmy.
Ja i Olka: Gorzki sos, gorzki sos...
Ja: Trzeba go popieprzyć!
Olka: Ej, a ja go posoliłam! *przerażona mina*
A Sara była na spacerze na ulicy Zielonej Łąki o godzinie po jedenastej, i ubrałyśmy ją w kapelusz Olki i przyczepiłyśmy karteczkę informującą o sprzedaży działek, którą ściągnęłyśmy ze słupa. ;d
I na ulicy Zielonej Łąki znalazłam pomadkę! xd
A, i jeszcze gadałyśmy z kolegą Olki przez uchylone okno, ale to już nie było na ulicy Zielonej Łąki. x(
Ulica Zielonej Łąki rulez! xd
Ankens.