Bilans
09:00 jabłko
12:00 2x bułka pełnoziarnista, philadelphia, sałata, ogórek
15:00 grejfrut, zielona herbata
18:00 ziemniaki 90g, sałatka, chai z miodem i mlekiem, ciastka
Każdego dnia wracając z pracy boję się, że jeśli nie zjem kolacji to głód będzie mnie męczyć przed snem i rano w pracy. Wstaję o 5:30, śniadanie mam o 9:00. Ostatni posiłek jem o 12 na przerwie obiadowej, później mam przerwę na kawę i zwykle jem owoc (wszyscy wpierdalają orzeszki, ciastka, pączki i lody. Czuję się od nich lepsza). Tak też po powrocie do domu o 17 zjadłam gotowane ziemniaki i trochę sałaty z pomidorami w jogurcie. Wszystko było względnie w porządku. Wszyscy poszli na popołudniową kawę. Przecież nie mogę odstawać! (eh kurwa życie w społeczeństwie, nie nadaję się). Co leży na stole podczas picia kawy? Taak! ciastka, czekoladki, żeli i reszta tego syfu. Tak zajebiście mocno lubię słodkie. Zrobiłam więc chai z mlekiem ale uznałam, że będzie smakował pełniej z odrobiną miodu. No i zjebałam. Zjadłam pół łyżeczki i pół dodałam do napoju. Kończąc czułam jak wszystko rośnie mi w przełyku. Wiedziałam czym to się skończy. Język uciekał mi do dupy patrząc na te kupne, słodkie gówna. Zjadłam 3 ciastka, Rafaelo i żelka. Popiłam wodą. Wszystko zwróciłam włącznie z sałatą. Czuję się obrzydliwie. Ale przecież ten strach przed byciem głodną do rana musi być silniejszy od ciebie! No przecież.
Tłusta M.