Więc tak. Ja siedzę, a czas płynie. Czas płynię, a ja siedzę i patrzę, jak on płynie. Fascynujące. Zwłaszcza że ja pływać nie potrafię i w tym miejscu można się śmiać, zachęcam. Czas płynie dookoła mnie i obok i wzdłuż i wszerz i wspak i naprzemiennie (jak prąd!), a mi to nie przeszkadza zupełnie, bo jakoś nie zdaję sobie z tego sprawy, że przecież on sobie zmierza dokądś i cały czas naprzód. Chociaż czasem naokoło, ale to nieważne. Dopiero potem jakoś tak zauważam, że już się zrobiło późno, a ja tylko tak siedziałam i patrzyłam na ten nieszczęsny czas. Czasem w ściany albo w okno. Cóż - trudno! Bo mi się naprawdę nie chce, a niechęć i niemożność zachęca, wspiera i sponsoruje Witold siedzący naprzeciwko, a właściwie to skaczący i odbijający się od ścian i od mojej głowy.
Witold Gombrowicz wpadł na kawę tego poranka.
No właśnie i wszystko jasne.
Nie dawajcie dzieciom książek, bo od nich głupieją!
Śniło mi się dzisiaj, że zrobiłam u siebie w domu urodziny. I że były ciastka. To były dziwne urodziny, bo były na nich dziwne osoby. I paliły papierosy, kiepując przez okno. Okno w mojej kuchni, co jest dziwne, bo przecież tam na parapecie stoją kwiatki i strasznie dużo zabawy jest z otworzeniem, bez sensu. No i ja. A nie miałam nawet szampana, tego stojącego w mojej szafce od półtora miesiąca, bo moja mama mi go ukradła i go nie było. Ale teraz jest... chyba... boję się sprawdzać, szczerze powiedziawszy. Jakbym miała prorocze sny, to bym się zaczęła siebie autentycznie bać. Jeszcze bardziej.No nic.
To ja wracam do mojego gościa Witolda. Do widzenia. Nie czytajcie książek!