Witam wszystkich uważnych czytelników!
Mówi się, że nic nie trwa wiecznie, toteż właśnie dziś kończy się czas bezkresnego obijania się i spania do 11:00. Od jutra każdy z nas, duży, mały, gruby, chudy, ruszy w to samo miejsce - do szkoły. Dla jednych fajnie, dla innych nie, ale iść trzeba.
Ostatnio zacząłem się zastanawiać nad tym, jakby to było, gdyby można było być wiecznie młodym. Kurdę. Dobra sprawa. Nigdy by się nie umarło, nie miałoby się prostaty, byłoby mega dużo lasek, a każdy stosunek smakowałby jak pierwszy raz, picie alkoholu sprawiałoby zawsze taką samą frajdę, możnaby było grać wiecznie w siatkówkę, każda impreza byłaby wyjątkowa, co chwile do głowy przychodziłyby coraz głupsze pomysły... Perspektywa jak najbardziej pierwsza liga, ale patrząc na to trochę bardziej obiektywnym okiem to nie byłoby się jak śmiać ze starych meneli, bo po prostu by ich nie było, złodziei namnożyłoby się jak mrówków, bo złodzieje są z reguły młodzi, każdy policjant i lekarz byłby młody, czyli troche przygłupawy i zbyt pewny siebie, co mogłoby skutkować tym, że czasem by sobie do pracy nie przyszedł, a ludzie by umierali. Młodość jednak byłaby sama dla siebie zagrożeniem. Ale jakbyśmy mnie dopuścili do władzy to już by była inna sprawa. Ład i porządek zagościłby na stałe w progi państwa polskiego!
No i to by było na tyle z moich rozmyślań. Teraz chciałbym troszkę opisać faktów z życia.
Ostrzegam! Jest tu opisana sama siatkówka.
A więc tak. Obudziłem się wczoraj kilka chwil przed godziną 9:00. Niestety niezbyt ochoczo chciało mi się wstawać, ale wiedziałem, że moim obowiązkiem jest udać się na ostani mecz sezonu naszych klubowych dziewcząt. Gdy sobie o tym pomyślałem to od razu doznałem cudownego kopa, który pomógł mi się w miare szybko zwinąć. Gdy zaszedłem na salę mecz był już w toku. Dziewoje, ku mojemu zdziwieniu, przegrywały w pierwszym secie z ostatnią drużyną w tabeli. Troszkę mnie to rozśmieszyło, ale nieważny tu był wynik. Dla mnie liczyła się jedyna osoba, która gra na boisku. Byłem ciekaw jak spisze się na nietypowej dla niej pozycji, no i oczywiście fakt, że mogę ją zobaczyć. Jak na nią to grała na połowę swoich możliwości i każdą zepsutą akcję usprawiedliwiała cudownym uśmiechem. Coś cudownego. Ostatecznie pojedynek zakończył się naszą wygraną 3:1. Nie zważając na to, że zima za oknem postanowiłem zostać jeszcze na meczu moich młodszych kolegów. I właśnie w tym miejscu muszę się pochwalić, że w sektorze A, który zajmowałem na federacji, siedziały ze mną takie znamienitości jak Bartuś M., Karolia S., Misialina i Ola K. Musiałem się pochwalić. Po jakimś czasie jednak zrozumiałem, że co za dużo to niezdrowo i wyszedłem z meczu jeszcze przed jego zakończeniem. Spotkałem sobie Franceskę. Poczekalimy, pogadalimy i rozeszlimy się. Popołudnie również stało pod znakiem siatkówki, gdyż wybrałem się na AZSik. W ostatniej chwili doczepiłem się do podążającej tam ekipy. Powiem szczerze, że spotkanie było godne obejrzenia i po powrocie do domu byłem bardzo zadowolony.
Niedzieli nie ma sensu opisyć, bo wiadomo, że kościół to podstawa w ten dzień.
Życzę wszystkim powodzenia w drugiej połowie roku szkolnego i żebyście nie zakończyli jej jak podopieczni Wenty!