Nie wiem czy jestem wstanie wyzdrowieć,dojrzeć,pokochać,inaczej postrzegać rzeczywistość...
Nie ma lekarstwa na chorą duszę.
W końcu to zrozumiałam.
Przerabiałam już TO wszystko,ale teraz topię się inaczej,bo w całkowitej samotności.
Idealnie zachowując pozory normalnego życia.
Tylko nieliczni potrafią wyczytać z mojej twarzy rozpacz...
Ukrywam cierpienie.
Natężenie bólu,depresji,zmieniającej postrzeganie rzeczywistości.To przerażające,ale Tutaj żaden człowiek nie moze mnie zaskoczyć.NIE CHCE! czy to tak trudno zrozumieć? Mam ogromną potrzebę samotności-w mojej oazie spokoju,na ulicy,w sklepie,tranwaju,na spacerze.Nie mówice do mnie ,nie szeptajcie.Nawet ściany niech milczą.Złamałam zakaz bycia -KIMKOLWIEK.Wybrałam inną drogę.
Mama jak zwykle bardzo się stara.Nie ma do końca świadomości co dzieje się z jej dzieckiem.
Całe życie żyje wewnątrz - chce wyjść.Uwolnić dusze z cierpienia i bólu!
Z modlitwą w chorym sercu kołaczę się po ścieżkach Mista.Straszny drań ze mnie.Ale koniec swojego życia chce przeżyć całkowicie po swojemu..
Przemijamy.
Owoc miłości i zdrady.
Wiem trzeba powrócić do ''sali pooperacyjnej'',do tamtego cierpienia,kiedy nic nie rozumiałam,nie czułam bólu czy swojego umysłu ''uśpiona'' specyfikami medycyny .Trochę się tego boję,jakbym przywoływała ealny ból,to takie świeże,ale czuję,że mam dużo czasu by wdychać tylko zapach nadzieii i nie czuć nic poza bezsennością.
Pragnę już odjeść.Tyle,że trochę się zmieniło.To ma być decyzja Boga.Wiem,że tego nie da się przyspieszyć.To już wiem jak nikt.
http://krolestwoszatana.blogspot.com/